ODCINEK 17

Przemek Corso Podziemne Miasto

POPRZEDNI ODCINEK:

ODCINEK 16: ROZDZIAŁ 3

***

Zuza Nir była chyba napędzana energią atomową. Biegła jednostajnym tempem, bez nawet jednej kropli potu na czole, a Karcz, choć zaprawiony w bieganiu, czuł coraz bardziej przytłaczające ciśnienie.

            – Nie musimy gadać – rzuciła nagle. Na chwilę zwolniła, znalazła się tuż za nim, a później znowu go wyprzedziła, tym razem z drugiej strony.

            Poranny jogging w tym stylu nabierał kompletnie innego znaczenia.

            – Nie chciałem być nieuprzejmy – sapnął. – Zwolnij, dziewczyno!

            Zuza tylko fuknęła i zatrzymała się, co zdezorientowało Roberta, tak że omal nie potknął się o własne nogi.

            – Zuza, tak? – wysapał, ocierając pot z czoła. – Wyjaśnij mi proszę, co jest grane…

            – Dlaczego?

            – Bo… bo… Bo tak! – mówił, z trudem łapiąc oddech. – Bo zostawiłaś mi wczoraj kartkę z napisem SMAKOWAŁO?, a dzisiaj… czekasz na mnie… a teraz…

            Zuza pokręciła głową i jej kucyk zakołysał się lekko.

            – Ale ty jesteś głupi, Karcz – jęknęła. – Jezu… Oddychaj. Oddychaj! Z tobą nie da się biegać. Poważnie.

            – A ty… A ty…

            – Tak?

            – Jesteś bezczelna – fuknął.

            – Czyli rozumiem, że nie chcesz garażu, tak? Pamiętaj, że następnym razem na twoim samochodzie może usiąść ktoś, kto waży sto kilo.

            – Hej!

            Nie zdążył dodać nic więcej, bo Zuza wystartowała jak rakieta i zniknęła w uliczce po prawej.

            – Hej!! – krzyknął w ślad za nią.

            – Zamknij się pan! Co się drzesz?! – usłyszał zachrypnięty głos starszej pani wiszącej w oknie kilka centymetrów nad jego głową. Przyglądała się całej sytuacji z papierosem w zębach, posępna jak gargulec. – Biegnij za żoną, a nie rycz jak kogut o poranku!

            – To nie moja żona – wyjaśnił, z trudem łapiąc oddech. – Jest za młoda.

            – Ja to jestem za stara, ale żeby ona za młoda? Wy, mężczyźni, wszyscy jesteście zboczeni!

            W tej samej sekundzie tuż za plecami Karcza pojawiła Zuza. Domyślił się, że zdążyła okrążyć budynek.

            – Zuza! – sapnął z ulgą.

            – No kaman! Ruchy! – zawołała tylko.

            Znowu zaczęli biec razem.

            – Ta kobieta chciała mnie zjeść… – wyjaśnił, kiedy byli już daleko.

            – Chciałbyś! – odparła i zaczęła się śmiać. – Wybacz, ale trochę się z tobą droczyłam.

            – Zauważyłem.

            – No to jak? Zaczynamy od początku?

***

            – Nazywam się Zuzanna Nir. Wczoraj dostałam telefon od Pani Krysi…

            Zatrzymali się na obrzeżach legnickiego parku. Karcz usiadł na ławce i czerwony z wysiłku, po prostu oddychał.

            – Super Woźnej Krysi? – zdziwił się. – Jak to możliwe, że ta kobieta ma taki dostęp do informacji?

            Zuza roześmiała się.

            – Tak, właśnie od niej. Chodziłam do tamtego gimnazjum… Zresztą pani Krysia mieszka niedaleko moich rodziców…

            Mruknął, dając jej do zrozumienia, że na razie wszystko rozumie.

            – W każdym razie wczoraj pani Krysia zadzwoniła z pytaniem o garaż dla ciebie, a ja akurat przechodziłam obok stacji benzynowej i zobaczyłam twoją brykę. Ciężko jej nie rozpoznać…

            – Tak?

            – I czekałam na ciebie z myślą, że to od razu załatwimy – mówiąc to, przestępowała z nogi na nogę. – Ale oczywiście się nie doczekałam, więc zostawiłam kartkę.

            – A skąd wiedziałaś, że jem obiad?

            – A może mam mózg? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Samotny facet, nowy w Legnicy, w prawie sportowym samochodzie i chodzący do pracy w skórzanej kurtce? No kaman! Nie możesz gotować. A nawet jeśli, to ile można jeść makaron?

            Karcz zamrugał. Rozejrzał się po parku, którego zieleń dopiero wyłaniała się z odcieni porannych szarości. Dookoła zaczęli pojawiać się pierwsi ludzie na spacerach z psami.

            – Umiem gotować – zaprotestował niepewnie.

            Zuza przechyliła głowę i po prostu na niego patrzyła, czekając aż poda jakiś przykład.

            Cisza, która zapanowała, była nieznośna.

            – Umiem gotować makaron, ryż, kaszę… – zaczął wymieniać, a Zuza uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

            – To właśnie miałam na myśli. A tak w ogóle to powinieneś docenić fakt, że zwlokłam się specjalnie dla ciebie z łóżka… Nienawidzę wstawać rano i szczerze mówiąc, nie znoszę biegać! – skrzywiła się. – Jedyny plus jest taki, że później mam energię na cały dzień…

            – O czym ty mówisz?

            – O tym, że wstając rano jestem cała zesztywniała i czuję się jak trup.

            – Masz kondycję jak cyborg. Prawie w ogóle się nie spociłaś – zauważył.

            Zuza przewróciła oczami.

            – Spociłam się jak wieprzek. Zawsze się pocę. Tylko że ja, w przeciwieństwie do ciebie, cieszę się chwilą, a nie jęczę i stękam. Równie dobrze mógłbyś rozgłaszać dookoła: „Patrzcie, umiem biegać! Ja biegam!”

            – Ja biegam! – sparodiował ją i uniósł ręce w górę na znak sukcesu. – Właśnie tak?

            – Mniej więcej – uśmiechnęła się. Jego dystans do samego siebie najwyraźniej przypadł jej do gustu.– Dobra. W sprawie tego garażu skontaktuję cię z moim tatą. Dogadacie się. Na pewno odstąpi ci go za grosze.

            Zapadła cisza.

            – I tyle? – zdziwił się. – Nie podasz mi ceny? Lokalizacji?

            – A po co? To nie jest mój garaż. Weź się zastanów.

            Karcz pokręcił z niedowierzaniem głową.

            – Nie mogłaś po prostu wziąć mojego numeru telefonu od pani Super Woźnej Krysi, tej, która wszystkim wszystko przekazuje? – zaczął lekko poirytowany. – Nie musiałabyś rano wstawać i tak dalej. Mogłaś od razu podać mój numer swojemu tacie i sprawa byłaby załatwiona. Tak czy nie?

            – Ale ty jesteś głupi, Karcz – prychnęła. – Oczywiście, że bym mogła. Ale chcę zobaczyć, co jest w mleczarni. Jak mogłabym to zrobić przez telefon?

            Robert podniósł się z ławki.

            – Jakiej mleczarni? – zdziwił się.

            – Tej zrujnowanej, o którą wypytywałeś panią Krysię. Na Kartuskiej.

            – Że co? – rozdziawił usta ze zdziwienia. Jej bezpośredniość sprawiła, że dosłownie zrobiło mu się słabo.

            – Pani Krysia mi powiedziała. I nie rób takiej miny. Jestem ciekawa, co takiego w tej ruinie zwróciło twoją uwagę. Umarłabym z ciekawości, gdybym nie poszła tam z tobą.

            – Nie rozumiem – wydukał. – Skąd ty w ogóle możesz wiedzieć, że ja…

            – Nie udawaj, Karcz! – pogroziła mu palcem. – Nie umiesz udawać.

            I rzeczywiście. Nie umiał.

***

NASTĘPNY ODCINEK:

ODCINEK 18: ROZDZIAŁ 3

Dołącz do rozmowy

Dołącz do rozmowy

Autor

Sylwia

TO MOŻE PAŃSTWA ZAINTERESOWAĆ

2024-04-25
Studio Dziki Zachód – zmiana godziny
!UWAGA! TERAZ ZAWSZE W PONIEDZIAŁEK O 17:00
2024-04-09
Mój patron Święty Wojciech
Jego święto wypada 23 kwietnia. Był Czechem, ale jest patronem Polski. Pouczał wyrodną władzę w Pradze. Musiał uciekać i ukrył się w Rzymie pod zmienionym imieniem Adalbert i tak go znają za granicą, bo słowo Wojciech jest dla nich za trudne.
2024-03-03
Piła 18 kwietnia Wolna Amerykanka
Serdecznie zapraszamy na show Wojciecha Cejrowskiego "Wolna Amerykanka" - niezwykłą podróżniczą opowieść pełną humoru. W swoim występie, Pan Cejrowski z zabawnym zacięciem ukazuje różnorodność życia ludzi na całym świecie, pokazując, jak różnie można cieszyć się szczęściem. 'Wolna Amerykanka' to fascynujące historie o życiu w prostocie i radości, które mogą zainspirować do wprowadzenia odrobiny beztroski do własnego życia
TOP
Dodano do ulubionych! Lista ulubionych