POPRZEDNI ODCINEK:
ODCINEK 2: PROLOG 01
To nie był jego pierwszy raz. Raczej stały sposób na finansowanie pracy badawczej. Jest wiele takich miejsc na ziemi, które odkrywa archeolog, a odkrywanie zajmuje mu całe lata. Potem, tuż po odkryciu, na chwilę wpadają tam hieny. I kiedy archeolog wraca na wykopaliska z jakimś grantem, finansowaniem z ministerstwa oraz z ochroniarzami, okazuje się, że najcenniejszych rzeczy… już dawno nie ma, ponieważ zostały wyniesione przez hieny. Polak wiedział o takich zdarzeniach w Peru, w Meksyku, w Tunezji i Maroku; Polak miał tego dość! Jego praca, jego pot, a sukces i wypłata dla hien??!!
– Rzeczy cenne powinny lądować w muzeum. A kilka mniej cennych… niech sobie trafi na rynek kolekcjonerski, ale po to, by finansować kolejną wyprawę badawczą, a nie hieny! – Polak powtarzał sobie słowa zasłyszane kiedyś na… sympozjum naukowym. Słowa, które całkowicie odmieniły jego życie.
Wypowiedział je profesor Jan Michalik, organizator wielu ekspedycji archeologicznych, jego późniejszy mentor i przyjaciel. Zawsze dużo mówił o hienach. Po kilku głębszych potrafił o nich opowiadać godzinami. O zaprzepaszczonych odkryciach. O prywatnych kolekcjonerach. Mówił z pasją, z przekonaniem, ale nigdy nie miał odwagi, żeby własne słowa wcielić w czyn.
Kiedy jednak Polak po powrocie z pierwszych wykopalisk pojawił się u profesora z dwiema kamiennymi figurkami i powiedział, że „jedna jest przeznaczona do muzeum, a druga na ten projekt badawczy, na który nie dali panu grantu”, profesor nawet nie mrugnął okiem. Sięgnął do szuflady, wyjął wizytówkę, na której był jedynie numer telefonu (bez nazwiska ani adresu), a potem powiedział:
– Ten facet ma dużo pieniędzy. Zamawia u mnie ekspertyzy naukowe dotyczące eksponatów. Wszystko, co dotychczas dawał mi do oceny, było zawsze prawdziwe i zawsze bardzo cenne. Płaci uczciwie. Skąd bierze eksponaty – nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć. Nie chcę też wiedzieć, skąd weźmie jedną z tych kamiennych figurek, które tu leżą na stole, ale… przelew za tę figurkę niech zrobi wprost do Egiptu, do firmy, która nam organizuje wykopaliska. Za miesiąc napiszę do tej firmy ponownie z prośbą o zniżkę. Ma jej udzielić w wysokości… 90 procent i w tej sytuacji jednak pojedziemy na te odwołane badania. Brakujące 10 procent wycisnę z ministerstwa! Wytłumaczę im, jak dobry interes robią…
Tak to się zaczęło. Nieoficjalny układ, który do tej pory działał bez zarzutu.
***
– Poszukajmy tu czegoś… co można dyskretnie sprzedać – mruknął Polak sam do siebie.
Obszedł sarkofag dookoła i na wysokości głowy generała znalazł harpun, umieszczony na specjalnej podstawie. Zaśmiał się, nie wierząc własnym oczom. Harpun był identyczny z tym znaleziony przez polską ekspedycję w Sakkarze. Nikt nie potrafił powiedzieć, do czego służył – piękna zagadka na całe lata pracy.
A teraz w jego ręku błyszczał identyczny harpun, znaleziony w promieniu pięciu kilometrów od poprzedniego! Z identycznymi zdobieniami i rzeźbionym wężem, tyle że lekko złamany. Doskonały dla bogatego kolekcjonera, a ponadto mieścił się w małym plecaku
Zrobił mu kilka zdjęć. Wyciągnął z torby na ramieniu kawałek płótna i delikatnie owinął znalezisko. Wsadził je ostrożnie do środka, a potem, z lekkimi zawrotami głowy, ruszył w kierunku wyjścia. Oddychało mu się coraz trudniej.
Kobra gdzieś zniknęła, albo przynajmniej nie mógł jej teraz dostrzec w ciemnościach.
– Hassan! – krzyknął. – Rzuć linę, bo nie dam rady pod górę!
Odpowiedziała mu cisza.
Poczuł strach, że Egipcjanin go zostawił i że nie będzie w stanie sam wyjść na powierzchnię. To było prawdopodobne. Wszystko trwało zbyt długo, a Hassan to raczej tchórzliwy urzędnik, niż bohater. Zdecydowanie zbyt spięty i łasy na forsę.
Polak podszedł do jednej ze ścian, wsadził palce w szczelinę i zapierając się nogami, zaczął iść ku górze. Wtedy usłyszał syk węża.
– Niech to szlag! Umrę teraz ugryziony w dupę przez kobrę?
– Łap! – powiedział Egipcjanin i rzucił mu linkę alpinistyczną.
Zanim Polak zdążył zareagować, dostał linką w twarz. Zwinięty koniec trafił go w czoło, palce wyślizgnęły mu się ze szczeliny i po raz drugi runął na plecy, wzniecając chmurę pyłu. Tym razem stracił oddech i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest.
– WĄŻ!! – krzyknął Hassan, próbując oświetlić go dokładnie z góry. – Jest obok!
Polak próbował odzyskać orientację. Nagle trafił palcami na zimny metalowy kształt – benzynowa zapalniczka, którą wcześniej rzucił mu Egipcjanin!
Pstryknął!
Nie zadziałała.
Spróbował drugi raz i trzeci…
– Co za g… – syknął i kiedy już stracił nadzieję, drżący płomień rozświetlił nagle część podziemnego korytarza.
Wąż był poirytowany i gotów do ataku, ale ten mały płomień wyraźnie go zdezorientował.
„Po prostu odejdź. Spieprzaj stąd! Pozwól mi żyć!” – pomyślał Polak.
Podsunął zapalniczkę w stronę kobry i postawił ją na piasku. Jak słup na granicy pomiędzy sobą a wężem.
Kobra wpatrywała się przez chwilę w płomień, a później po prostu odpełzła.
Podniósł się z ulgą, chwycił koniec liny i zawołał w górę:
– Hassan! Wyciągnij mnie stąd!
Egipcjanin posłusznie złapał za linę, zaparł się nogami, a kiedy już Polak wyszedł na powierzchnię, wystawił w jego stronę otwartą dłoń.
– Moja zapalniczka?
– Co? – Polak zamrugał zaskoczony.
– Moja! Zapalniczka! – powtórzył Hassan.
Polak bez słowa spojrzał w dół.
Hassanowi wyraźnie się to nie spodobało.
– To było oryginalne Zippo! – powiedział stanowczo i stuknął kilka razy palcem w otwartą dłoń. – Sto dolarów!
– E-e, kotuś. Taki głupi to ja nie jestem. Nie żadne „sto dolarów”, tylko gówniana podróba – odparł i wykonał gest odpalania zapalniczki. – Próbowałem trzy razy, a powinna zapalić od pierwszego!
– To było prawdziwe Zippo! – powtórzył Egipcjanin podniesionym głosem. – Sto dolarów!
Polak poklepał go po ramieniu i zaczął iść w kierunku wyjścia.
– Jeden dolar – rzucił przez ramię.
– Sto!
– Jeden!
– Sto!
– Dobra, dam ci sto, ale to będą dolary robione w Chinach, tak samo jak to twoje „Zippo”. Pasuje?
Hassan kilkoma ruchami zwinął linę i truchtem ruszył za nim.
Po kilku minutach wyszli ze szczeliny stanęli na pustyni, a Polak przez kilka chwil wpatrywał się w gwieździste niebo. Świeże powietrze było cudowne!
– Coś znalazł? – zapytał Egipcjanin, szarpiąc go delikatnie za torbę.
Polak nalał sobie wody w otwartą dłoń i opłukał brudną twarz.
– Harpun – odparł po chwili.
– Ile jest wart?
Polak uśmiechnął się kwaśno:
– Zależy od kontekstu. Na granicy będzie wart tyle, ile wart jest materiał, z którego go wykonano, albo tyle, ile typowa pamiątka z bazaru, czyli ogólnie nic.
– Jak to?
– Jest wart tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić – wyjaśnił Polak i wycelował w Egipcjanina wskazujący palec. – Dla ciebie jeden dolar, dla mnie sto…
Handlowałeś kiedyś na bazarze, to sam wiesz: wszystko zależy od kontekstu.
Nagle poczuł silne pchnięcie. Zatoczył się, kątem oka zobaczył, jak Hassan podnosi ręce i pada twarzą w piach. Strażnik w mundurze żandarmerii mierzył do nich z karabinu i wyrzucał z siebie serię słów, które dla Polaka brzmiały jak kaszel.
– Pyta, co zabrałeś z dołu – wyjaśnił Hassan. – Powiedział, że nas zastrzeli.
Polak uniósł wysoko ręce.
– Myślałem, że ich przekupiłeś – zwrócił się do Hassana. – Powiedz mu, że skoro dostał swoją forsę, to ma opuścić broń.
Egipcjanie zaczęli rozmawiać między sobą, a Polak wyczuł, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta.
– Miałeś im zapłacić i dostałeś na to forsę!!! – krzyknął na Hassana, a później, tknięty impulsem, powiedział jedyną rzecz, którą potrafił powiedzieć płynnie po egipsku. Kilka urwanych zdań, które znał na pamięć we wszystkich językach świata.
– Nazywam się Robert Karcz. Jestem Polakiem. Jestem archeologiem. Nie strzelaj!
Strażnik, słysząc to, podszedł do niego, nie spuszczając go z celownika.
– Złodziej!!! – powiedział po angielsku z nieprzyjemnym grymasem na twarzy.
Polak sprawiał wrażenie, jakby chciał protestować, ale zamiast tego szybkim ciosem odsunął lufę i zdzielił strażnika pięścią w skroń.
Egipcjanin spojrzał na niego, jakby uderzenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
„To powinien być prawy sierpowy”, pomyślał Polak, ale zanim zdążył uderzyć po raz drugi, Egipcjanin zaatakował. Polak reagował błyskawicznie. Wyrwał karabin i wrzucił do skalnej szczeliny.
– Hassan! – krzyknął w kierunku swojego pomocnika. – Kair! Jutro!
Potem zaczął biec w kierunku pustyni. Słyszał za plecami krzyki, ale w ogóle go nie obchodziły. Musiał uciekać. Zygzakiem w ciemność! Po prostu biegł, przeklinając swoją słabą kondycję.
„Jeżeli przeżyję, zacznę uprawiać jogging – pomyślał. – Będę ćwiczył. Bardziej! Regularnie. Codziennie. Będę gotowy.
Słowo honoru!
Niech tylko ucieknę z Egiptu. Ten ostatni raz.
A później wsiądę w samochód… i odjadę.
Zniknę.
Ostatni raz.
Jutro Kair, a później Polska.
Musi się udać”.
Reszta… Reszta to było już tylko przerażone dyszenie trzydziestolatka, adrenalina i portki pełne strachu. Potem jeszcze kilka machlojek i…
NASTĘPNY ODCINEK:
ODCINEK 4: PROLOG 01
-
4 książki z Serii z Mustangiem – tom I,II,III,IV200,00 zł
-
Miasto tajemnic IV tom Serii z Mustangiem – KONIEC NAKŁADU I WIĘCEJ NIE BĘDZIE150,00 złOceniony 5.00 na 5 na podstawie 1 oceny klienta
-
Miasto z gliny III tom Serii z Mustangiem35,00 zł
-
Miasto złodziei II tom Serii z Mustangiem35,00 zł
-
Podziemne Miasto I tom Serii z Mustangiem35,00 zł