POPRZEDNI ODCINEK:
***
Zuza Nir była chyba napędzana energią atomową. Biegła jednostajnym tempem, bez nawet jednej kropli potu na czole, a Karcz, choć zaprawiony w bieganiu, czuł coraz bardziej przytłaczające ciśnienie.
– Nie musimy gadać – rzuciła nagle. Na chwilę zwolniła, znalazła się tuż za nim, a później znowu go wyprzedziła, tym razem z drugiej strony.
Poranny jogging w tym stylu nabierał kompletnie innego znaczenia.
– Nie chciałem być nieuprzejmy – sapnął. – Zwolnij, dziewczyno!
Zuza tylko fuknęła i zatrzymała się, co zdezorientowało Roberta, tak że omal nie potknął się o własne nogi.
– Zuza, tak? – wysapał, ocierając pot z czoła. – Wyjaśnij mi proszę, co jest grane…
– Dlaczego?
– Bo… bo… Bo tak! – mówił, z trudem łapiąc oddech. – Bo zostawiłaś mi wczoraj kartkę z napisem SMAKOWAŁO?, a dzisiaj… czekasz na mnie… a teraz…
Zuza pokręciła głową i jej kucyk zakołysał się lekko.
– Ale ty jesteś głupi, Karcz – jęknęła. – Jezu… Oddychaj. Oddychaj! Z tobą nie da się biegać. Poważnie.
– A ty… A ty…
– Tak?
– Jesteś bezczelna – fuknął.
– Czyli rozumiem, że nie chcesz garażu, tak? Pamiętaj, że następnym razem na twoim samochodzie może usiąść ktoś, kto waży sto kilo.
– Hej!
Nie zdążył dodać nic więcej, bo Zuza wystartowała jak rakieta i zniknęła w uliczce po prawej.
– Hej!! – krzyknął w ślad za nią.
– Zamknij się pan! Co się drzesz?! – usłyszał zachrypnięty głos starszej pani wiszącej w oknie kilka centymetrów nad jego głową. Przyglądała się całej sytuacji z papierosem w zębach, posępna jak gargulec. – Biegnij za żoną, a nie rycz jak kogut o poranku!
– To nie moja żona – wyjaśnił, z trudem łapiąc oddech. – Jest za młoda.
– Ja to jestem za stara, ale żeby ona za młoda? Wy, mężczyźni, wszyscy jesteście zboczeni!
W tej samej sekundzie tuż za plecami Karcza pojawiła Zuza. Domyślił się, że zdążyła okrążyć budynek.
– Zuza! – sapnął z ulgą.
– No kaman! Ruchy! – zawołała tylko.
Znowu zaczęli biec razem.
– Ta kobieta chciała mnie zjeść… – wyjaśnił, kiedy byli już daleko.
– Chciałbyś! – odparła i zaczęła się śmiać. – Wybacz, ale trochę się z tobą droczyłam.
– Zauważyłem.
– No to jak? Zaczynamy od początku?
***
– Nazywam się Zuzanna Nir. Wczoraj dostałam telefon od Pani Krysi…
Zatrzymali się na obrzeżach legnickiego parku. Karcz usiadł na ławce i czerwony z wysiłku, po prostu oddychał.
– Super Woźnej Krysi? – zdziwił się. – Jak to możliwe, że ta kobieta ma taki dostęp do informacji?
Zuza roześmiała się.
– Tak, właśnie od niej. Chodziłam do tamtego gimnazjum… Zresztą pani Krysia mieszka niedaleko moich rodziców…
Mruknął, dając jej do zrozumienia, że na razie wszystko rozumie.
– W każdym razie wczoraj pani Krysia zadzwoniła z pytaniem o garaż dla ciebie, a ja akurat przechodziłam obok stacji benzynowej i zobaczyłam twoją brykę. Ciężko jej nie rozpoznać…
– Tak?
– I czekałam na ciebie z myślą, że to od razu załatwimy – mówiąc to, przestępowała z nogi na nogę. – Ale oczywiście się nie doczekałam, więc zostawiłam kartkę.
– A skąd wiedziałaś, że jem obiad?
– A może mam mózg? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Samotny facet, nowy w Legnicy, w prawie sportowym samochodzie i chodzący do pracy w skórzanej kurtce? No kaman! Nie możesz gotować. A nawet jeśli, to ile można jeść makaron?
Karcz zamrugał. Rozejrzał się po parku, którego zieleń dopiero wyłaniała się z odcieni porannych szarości. Dookoła zaczęli pojawiać się pierwsi ludzie na spacerach z psami.
– Umiem gotować – zaprotestował niepewnie.
Zuza przechyliła głowę i po prostu na niego patrzyła, czekając aż poda jakiś przykład.
Cisza, która zapanowała, była nieznośna.
– Umiem gotować makaron, ryż, kaszę… – zaczął wymieniać, a Zuza uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
– To właśnie miałam na myśli. A tak w ogóle to powinieneś docenić fakt, że zwlokłam się specjalnie dla ciebie z łóżka… Nienawidzę wstawać rano i szczerze mówiąc, nie znoszę biegać! – skrzywiła się. – Jedyny plus jest taki, że później mam energię na cały dzień…
– O czym ty mówisz?
– O tym, że wstając rano jestem cała zesztywniała i czuję się jak trup.
– Masz kondycję jak cyborg. Prawie w ogóle się nie spociłaś – zauważył.
Zuza przewróciła oczami.
– Spociłam się jak wieprzek. Zawsze się pocę. Tylko że ja, w przeciwieństwie do ciebie, cieszę się chwilą, a nie jęczę i stękam. Równie dobrze mógłbyś rozgłaszać dookoła: „Patrzcie, umiem biegać! Ja biegam!”
– Ja biegam! – sparodiował ją i uniósł ręce w górę na znak sukcesu. – Właśnie tak?
– Mniej więcej – uśmiechnęła się. Jego dystans do samego siebie najwyraźniej przypadł jej do gustu.– Dobra. W sprawie tego garażu skontaktuję cię z moim tatą. Dogadacie się. Na pewno odstąpi ci go za grosze.
Zapadła cisza.
– I tyle? – zdziwił się. – Nie podasz mi ceny? Lokalizacji?
– A po co? To nie jest mój garaż. Weź się zastanów.
Karcz pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Nie mogłaś po prostu wziąć mojego numeru telefonu od pani Super Woźnej Krysi, tej, która wszystkim wszystko przekazuje? – zaczął lekko poirytowany. – Nie musiałabyś rano wstawać i tak dalej. Mogłaś od razu podać mój numer swojemu tacie i sprawa byłaby załatwiona. Tak czy nie?
– Ale ty jesteś głupi, Karcz – prychnęła. – Oczywiście, że bym mogła. Ale chcę zobaczyć, co jest w mleczarni. Jak mogłabym to zrobić przez telefon?
Robert podniósł się z ławki.
– Jakiej mleczarni? – zdziwił się.
– Tej zrujnowanej, o którą wypytywałeś panią Krysię. Na Kartuskiej.
– Że co? – rozdziawił usta ze zdziwienia. Jej bezpośredniość sprawiła, że dosłownie zrobiło mu się słabo.
– Pani Krysia mi powiedziała. I nie rób takiej miny. Jestem ciekawa, co takiego w tej ruinie zwróciło twoją uwagę. Umarłabym z ciekawości, gdybym nie poszła tam z tobą.
– Nie rozumiem – wydukał. – Skąd ty w ogóle możesz wiedzieć, że ja…
– Nie udawaj, Karcz! – pogroziła mu palcem. – Nie umiesz udawać.
I rzeczywiście. Nie umiał.
***
NASTĘPNY ODCINEK:
ODCINEK 18: ROZDZIAŁ 3