PIERWSZA KOMUNIA
Nie zastanawiałem się ani chwili, co sprezentować Chrześniakowi z okazji Pierwszej Komunii Świętej.
Złoty zegarek? Sprzeda lub zgubi, a poza tym oni teraz mają komóry zamiast zegarków. Sam zegarka nie noszę, to nie będę komuś kupował. Będzie odchodził na emeryturę, to mu wtedy kupią z firmy.
Komórę? Sam nie mam, nigdy nie miałem i nie planuję mieć. Komórami się brzydzę. To nie będę komuś kupował.
***
Pierwsza Komunia Święta to przejście chłopaka w kierunku osobistej odpowiedzialności za siebie – nabroiłeś, spowiadasz się i musisz potem samodzielnie naprawiać szkody.
Nóż myśliwski byłby dobry, ale noże to ja już obu Chrześniakom kupiłem wcześniej i kazałem trenować rzucanie do celu oraz patroszenie. Patroszą, gdy tylko jest okazja: ryby, kury…
***
Z okazji Pierwszej Komunii Świętej sprezentowałem Chrześniakowi różaniec.
– Umiesz zmawiać? – pytam.
– Średnio.
– To się naucz i stosuj jak karabin.
– Że co, Stryjaszku?
– Karabin. Różaniec to broń męska, a nie „paciorki” dla babci. Różni mocni święci walili z różańca w najgorsze demony. To i ty wal. Nie musisz zmawiać z żadną konkretną intencją. Po prostu zmawiaj, na przykład w drodze do szkoły, a Maryja niech z każdego twojego paciorka wali w demony.
– Ten różaniec waży z pół kilo. Żelazny jest?
– Ma ważyć, żebyś czuł w garści, że robisz coś konkretnego, a nie tylko klepiesz ozorem.