Miałem napisać jak było w Starogardzie Gdańskim i Zielonej Górze:
Starogard to moje strony rodzinne, połowa ludzi na sali albo spokrewniona, albo zna mnie prywatnie od dziecka – to zawsze najtrudniejsza Publiczność. Mają cię na co dzień, więc niekoniecznie jesteś atrakcyjną rzadkością, słuchają twoich dowcipasów na weselach, chrzcinach i na przystanku, więc nie jest łatwo ich zaskoczyć ani formą ani treścią.
Wielu artystów unika występów na własnym terenie, ja nie unikam. Traktuję to jak trening w warunkach frontowych.
***
W Zielonej Górze z kolei Publiczność co roku zaskakuje mnie energią. Jest przez cały występ jakaś taka… “wybuchowa” w najbardziej pozytywnym sensie. Bawiłem się doskonale razem z Państwem.
Po występie w Zielonej G.:
- dowiedziałem się, że Zielona jest “czerwona”;
- na 500 osób obecnych na sali jedna była niezadowolona i dała mi znać, poinformowała dlaczego – bardzo dziękuję Panu, obiecuję, że przemyślę i.. zupełnie szczerze, bez podtekstów, chciałbym Panu zwrócić forsę za bilet – proszę się zgłosić mejlem;
- dostałem w prezencie trzy flaszki napoju o nazwie KAMBUCHA, który jest czymś w rodzaju soku spod kiszonych ogórków lub kapusty, tylko że w tym przypadku jest to kiszona herbata. Ja lubię, w USA mam w sklepie, w PL dostałem trzy flaszki w Zielonej i… rozmnożę je sobie, bo… KAMBUCHA daje się rozmnażać podobnie jak zakwas chlebowy;
- a jako pamiątka z Zielonej został mi bukiet kwiatów, bardzo ciekawie dobranych (róże z dzwonkami i mini cana) – bukiet widać na załączonej fotografii – na samym końcu sali.
baj