Miałem drzewo.
Uschło.
Wyciąłem.
Spalę w kominku.
I to jest właściwy porządek rzeczy.
***
Do roboty z wycinką zaprosiłem sobie pomocnika.
Homero przyjechał po południu.
Nie powiedział ani słowa na temat czemu nie było go tu rano, gdy było jeszcze chłodno.
Nie powiedział w ogóle żadnego słowa, bo Homero nie mówi (pisałem o nim 11 marca).
Obaliliśmy drzewo.
Porznęliśmy na kawałki dające się nieść.
Przenieśliśmy.
Usiedliśmy.
Otarliśmy czoła po robocie.
– Homero… – zagadnąłem.
– ? – odpowiedział Homero.
– Wiesz jaki święty jest dzisiaj w kościelnym kalendarzu?
– ? – zapytał Homero.
– Święty Józef. Cieśla.
– ! – ucieszył się Homero.
– To na Jego cześć dzisiaj pracowaliśmy przy tym drzewie.
Homero spojrzał w niebo z uśmiechem i przeżegnał się po meksykańsku, czyli wykonał normalny znak krzyża, a potem dodatkowo ucałował paznokieć swego kciuka, jako wyraz uszanowania dla dłoni, która właśnie wykonała pobożny gest.
Potem jeszcze długo siedzieliśmy popatrując na świat w milczeniu.
***
– Słuchaj Gringo… – zagadnął Homero, a ja się tak zląkłem, że mnie zerwało na równe nogi.
Homero nie mówi, więc, gdy tak siedzieliśmy w popołudniowym żarze, nie spodziewałem się usłyszeć ludzkiego głosu poza swoim.
– Przepraszam, powinienem Cię ostrzec – zaśmiał się Homero na całe gardło i… miał śmiech jak Pavarotti. – Święty Józef w żadnej Ewangelii nie mówi ani jednego słowa, prawda? Pomyślałem więc, że może w Jego święto ja się do Ciebie odezwę i sobie pogadamy, Gringo. Na cześć św. Józefa popracowaliśmy przy drewnie, a teraz sobie na Jego cześć przy drewnie pogadamy, co?
Pogadaliśmy.
Homero miał bardzo wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia, co wcale mnie nie zdziwiło. Gdy człowiek cały rok słucha, a odzywa się tylko raz w roku, nasłuchał się tyle, że ma o czym gadać.
Teraz idę zapisać, co mi opowiedział.
baj