POPRZEDNI ODCINEK:
***
Kiedy skończył wszystkie zajęcia, wybrał się na obiad do restauracji serwującej jedzenie na wagę. Niestety, nie miał możliwości gotowania w mieszkaniu, więc w przerwach od żywienia się konserwami jadał posiłki w mieście, co znacznie uszczuplało jego budżet.
W szkole porozmawiał jeszcze przez chwilę z Kasią Tkaczyk. Przypomniała mu o swoim znajomym, Ksawerym, który był pasjonatem historii, i zaproponowała wspólne spotkanie w piątkowy wieczór. Odparł, że niczego nie obiecuje, bo tak naprawdę nie miał ochoty na spotkania w większym towarzystwie. Wahał się przez chwilę, a później wypalił:
– A może dzisiaj?
Kasia odrzuciła włosy opadające na kark i zrobiła dziwną minę. Wtedy uświadomił sobie, że popełnił błąd.
– Chciałbyś się spotkać?
Jej bezpośredniość lekko go zmieszała.
– Gdybyś miała ochotę na kawę… – wydukał.
– Wiesz… – urwała i przygryzła wargę. – Spotkajmy się w piątek. Poznasz moich znajomych… Dzisiaj czułabym się niezręcznie. Przepraszam cię, ale…
Stał przez chwilę, kołysząc się w przód i w tył, a później po prostu zapytał o Rudego Rajmunda, traktując go trochę jak wymówkę, żeby zmienić temat. Poprawiła okulary, znowu przygryzła wargę, a później powiedziała:
– Przychodzi tu czasami, ale mało mówi. W zasadzie się nie odzywa. Krążą plotki, że podobno jego dziadek jest milionerem…
– Wątpię. Widziałaś tego dzieciaka?
– No wiesz… Może cię jeszcze zaskoczy. Jest w każdym razie wyjątkowo zamknięty.
Milczeli przez chwilę.
– Tak właśnie myślałem – powiedział i westchnął.
– Pamiętaj, jesteś nauczycielem w gimnazjum, teraz może być już tylko gorzej – rzuciła, zbierając się do odejścia,,a on po prostu uśmiechnął się cierpko.
– Masz coś konkretnego na myśli?
– Mam na myśli to, że pierwszoklasiści to zagubione dzieciaki, które nie za bardzo wiedzą, co tu robią i zachowują się jak owieczki. Z kolei trzecioklasiści myślą, że są już dorośli. Do zobaczenia w piątek…
Kiwnął głową.
Kiedy skończył obiad, składający się głównie ze szpinaku i indyka, ruszył na spacer po Rynku. Ręce miał jak zwykle schowane głęboko w kieszeniach. Myślał trochę o Kaśce i o tym, jak się wygłupił, próbując zaprosić ją na kawę.
Może rzeczywiście potrzebował chociaż odrobiny towarzystwa?
Cmoknął, wyjątkowo niezadowolony z samego siebie. Szybko uciekł w jedną z bocznych uliczek i po pięciu minutach był już na stacji benzynowej, gdzie czekał na niego Mach 1. Zawsze wolał zostawiać samochód jak najbliżej miejsca, w którym się znajdował. Przynajmniej dopóki nie schowa go do garażu i nie przestanie się o niego martwić.
Będzie to bezpieczne i ekonomiczne rozwiązanie.
Podszedł do samochodu, zaparkowanego tuż obok stanowiska dla taksówek, wyciągnął kluczyki i nagle ogarnął go niepokój. Coś było nie tak!
Za wycieraczką od strony kierowcy była wetknięta biała kartka. Wyciągnął ją ostrożnie dwoma palcami i zobaczył napisane damskim charakterem pisma jedno słowo: SMAKOWAŁO?
Obejrzał kartkę z dwóch stron i rozejrzał się.
– Widział pan kogoś kręcącego się obok samochodu? – zwrócił się do młodego taksówkarza o szczurzym wyglądzie, który kończył palić papierosa.
– Co? Co?
– Czy zwrócił pan uwagę na kogoś przy moim samochodzie?
– Tak, pewnie – odparł i zaciągnął się głęboko. – Moi koledzy i ja. To cholerny potwór, a nie samochód… Zakładaliśmy się, ile pali na setkę.
Robert spojrzał ostatni raz na kartkę i schował ją do kieszeni.
– No to jak? – zwrócił się do niego kierowca i znowu się zaciągnął.
– Co: jak?
– Ile pali na stówę?
Robert uśmiechnął się.
– Za dużo – odpowiedział, otworzył drzwi i wsiadł do środka.
Kierowca splunął na ziemię.
– Wiedziałem, cholerka, wiedziałem – mruknął sam do siebie i pokręcił głową. – Wszystko się na tym świecie zmienia.
Karcz zapiął pas, wsadził kluczyk do stacyjki i już chciał odpalić silnik, kiedy zabrzęczała jego komórka. Zamiast odjechać, przez kilka sekund próbował wygrzebać telefon z kieszeni spodni.
Zaklął pod nosem i odczytał sms-a.
„Jeżeli dalej jesteś zainteresowany, to chętnie napiję się kawy. Kasia”.
Patrzył na wyświetlacz z niedowierzaniem, a później zerknął przez okno od strony pasażera. Kierowca taksówki dalej tam stał i palił papierosa, ale tym razem pochylał się, zaglądając mu do samochodu. Kiedy zorientował się, że Karcz patrzy wprost na niego, wyszczerzył zęby i pomachał mu ręką, w której trzymał tlący się niedopałek.
– Zdrówka życzę – usłyszał przytłumiony głos.
Robert natychmiast wyjechał z parkingu na drogę główną. Skręcił na skrzyżowaniu w lewo, potem znowu w lewo, aż znalazł się pod Kurią Biskupią. Zatrzymał samochód kilka metrów dalej, pod budynkiem, w którym mieszkał. Odpiął pas, złapał za telefon i zadzwonił do Kaśki.
– Cześć – odezwał się, kiedy usłyszał jej głos po drugiej stronie, a później dodał wesoło: – Skąd, u licha, masz mój numer?
Kaśka zaczęła się śmiać.
– Dostałam od pani Krysi.
– A skąd ona ma mój numer? – zdziwił się.
– Pani Krysia jest bardzo nowoczesna. Naprawdę ciężko mi to wyjaśnić.
I rzeczywiście. Było ciężko.
***
NASTĘPNY ODCINEK: