Największy chłop w naszej wiosce to Muff. Nie wyróżnia się niczym poza wielkością. Najczęściej tacy wielcy są albo przesadnie spokojni, albo mocno agresywni, albo głupi, albo dają się prowokować i wybuchają od byle czego. Nasz Muff jest jak najbardziej normalny, przeciętny i pospolity – gdyby nie rozmiar, powiedziałoby się, że jest średni, a nawet trochę nijaki.
To zasługa jego matki, która posyłała swojego “olbrzymka” na lekcje baletu. Tak! I musiała w tym celu dojeżdżać do wielkiego miasta, bo w naszej okolicy lekcje baletu… nie znajdują nabywców.
Kowbojski syn i balet? Wybitna mądrość matki!
Na tych lekcjach – daleko od domu – Muff był wyśmiewany i poniżany przez kolegów (głównie koleżanki). Nauczył się najpierw znosić poniżanie, a potem je całkowicie ignorować. I zrobił się odporny jak głaz.
Czy ktoś z was prześladuje głazy, za to, że są wielkie? Nikt. A dlaczego? Bo głazy nie reagują. No właśnie! Mądrość matki.
To dzięki niej nasz Muff jest normalny i… zasadniczo nikt nie zauważa jego ogromnych rozmiarów. Jest zbyt wielki, widoczny z daleka, a jednak nie został ani wioskowym głupkiem, ani mrukiem, nie zrobił się agresywny, nie wybucha od byle czego – jest jak najbardziej przeciętny, normalny, prowadzi swoje rancho jak każdy, sprzedaje krowy, jeździ pikapem. I nikt tu u nas nie zauważa jego rozmiarów.
Ale…
Zauważają je czasami, sporadyczni przyjezdni. Wchodzą do naszej knajpy, nieproszeni, siadają na piwko, przy nieswoim stoliku i rozglądają się po “wsiowej budzie”. A potem szukają zaczepki.
***
Był wtedy z nami szeryf. Ale przyszedł na piwko i bez munduru. Kiedy więc czterech chłystków z Kalifornii zaczęło się zachowywać niegrzecznie, szeryf szepnął do przeciętnego faceta siedzącego po lewej stronie:
– Muff?
– Tak, szeryfie?
– Czy mógłbyś na chwilę zapomnieć czego uczyła cię twoja mądra matka?
– Ale czego?
– Że jesteś przeciętny.
– Ale przecież jestem.
– Ale oni tego nie wiedzą – szeryf dyskretnym ruchem głowy wskazał na tych czterech z Kalifornii.
– A szeryf nie może sam?
– Mogę, Muff. Mogę, ale miałem dzisiaj bardzo wyczerpujący dzień, zdjąłem już mundur i właśnie siadłem na pierwsze zimne piwko.
– Szeryfie, ale kto ja jestem, żeby załatwiać takie sprawy?
– Czy możemy się tak umówić, że ja cię właśnie teraz zaprzysięgłem na jednego z moich zastępców, Muff?
– Nie mam gwiazdy.
– Ale ja mam tutaj to moje pierwsze zimne piwko, a ty masz które?
– Trzecie.
– No widzisz, Muff. A ja dopiero umoczyłem wąs w mojej pierwszej piance. Zlituj się człowieku. Wy na tych swoich ranchach owszem pracujecie ciężko, ale potem przychodzicie sobie na piwko i jesteście po robocie. A ja, jestem zawsze na służbie, nawet gdy leżę w łóżku z moją i mam nastrój. Dzwoni telefon i muszę zapomnieć o nastroju. Więc się zlituj, człowieku, i daj mi wypić moje pierwsze zimne piwko.
– Ale ja jestem już po trzech, więc chyba nie mogę zostać zastępcą szeryfa, szeryfie, nie?
– Muff…
– Tak?
– Nigdy ci nie wytykam twoich rozmiarów, bo one nie mają znaczenia, ale jednocześnie obaj wiemy, że trzy piwka nie są w stanie zaszmyrać w tobie nawet odrobinę. Zanim zaczniesz być pod jakimkolwiek wpływem, musiałbyś wypić sześć.
– Hm.
– Muff !
– Ok – Muff westchnął i zaczął wstawać z gracją baletnicy.
– Dziękuję ci, Muff. Naprawdę jestem wdzięczny.
– Szeryfie…
– Co tam jeszcze, Muff?
– Ale ich nie będę dotykał, dobrze?
– Muff, ale ja ci niniejszym pozwalam dotykać, bylebyś ich stąd trwale usunął.
– Mamusia nauczyła mnie robić takie rzeczy bez dotykania.
– No nie wiem, czy w tym przypadku da się bezdotykowo.
– Poradzę sobie. Mamusia uczyła, że wystarczy komuś takiemu rozdeptać baletki, a potem przeprosić. Jeszcze nikt nigdy nie zakwestionował moich przeprosin. Ktoś taki jak ja, w małej szatni dla baletnic, jest skazany na przypadkowe rozdeptywanie baletek.
– Oni nie mają baletek, Muff.
– Mają ten swój samochodzik z otwieranym daszkiem. Mnie ten daszek przypomina dużą płócienną baletkę.
Po tych słowach Muff wyszedł na parking przed knajpą, a my odwróciliśmy się popatrzeć przez frontową witrynę. Podchodząc do kabrioletu, Muff zatoczył się kilka razy, co wzbudziło głośny śmiech u Kaliforniaków. A potem Muff, najwyraźniej bardzo pijany, upadł całym swoim rozmiarem na płócienny dach samochodu. Upadł i zaczął się tam mościć jak w łóżku. Kaliforniaki najpierw zamilkły, a potem wyskoczyły na parking z wrzaskiem. Gdy znaleźli się w pobliżu z pięściami, Muff wstał. Pięści opadły, Muff przeprosił i wrócił do knajpy. Kaliforniaki krzyczały coś na siebie, ale ostatecznie pozwijały jakoś ten zmasakrowany dach, wsiadły i odjechały.
– Coś im powiedział, Muff? – zapytaliśmy, gdy Muff wrócił do swojego piwka.
– Przeprosiłem ich bardzo grzecznie, że się omyłkowo położyłem spać na ich samochodzie. Powiedziałem, że chyba mam za dużo wypite. I znowu przeprosiłem.
– A oni co mówili?
– Nic. Patrzyłem na nich trochę z góry. Tak jak mnie uczyła mamusia.
– Nieprzeciętne! – Jeff poklepał Muffa po plecach.
– Jeff?
– Co jest, Muff?
– Następnym razem, gdybyś mnie kiedykolwiek klepał, to trochę wyżej, dobrze?
– Ok, ale… Coś się stało?
– Nic. Po prostu nie lubię, gdy się mnie klepie po tyłku. Akurat ja mam plecy trochę powyżej przeciętnej, Jeff. Na ogół cieszę się, że nikt z was tego nie zauważa, ale są wyjątki.
Tego rodzaju opowieści znajdą Państwo w książce “Wyspa na prerii” Wojciecha Cejrowskiego.
-
Wyspa na prerii40,00 zł