Zanim zrobiłem to zdjęcie pogadaliśmy chwilę z tym panem.
Posłuchajcie…
– A ty, Gringo skąd tu?”
– Z Polski.
– E?
– Z Polski!
– E?
– Z POLSKI
– Czyli skąd?
– Przyjechałem autobusem z San Jose.
– Aaa, no to mów tak zaraz. A dokąd jedziesz?
– Donikąd.
– No to właśnie dojechałeś. Chcesz może kupić okręcik?
– A na co mi on?
– Na nic.
– To po co mam kupić?
– Żebym ja zarobił.
– Nie mam forsy.
– Ja też.
– I co teraz?
– Nic. Razem nie mamy.
– A mogę tu zanocować?
– Nocuj. Ale dach zerwało.
– Nie pada.
– No ale nie cały zerwało.
– I co?
– Nic. Reszta może spaść na głowę.
– Ale pan tu siedzi…
– A gdzie mam siedzieć? To mój dom.
Zanocowałem.
A gdzie to było?
Nigdzie. Gdzieś w Kostaryce w roku 1991.
One Reply to “Gdzieś w Kostaryce…”
Marcin Kaszuba
Słowem,można żyć bez pieniędzy 😀