Książki piszę tak, by można je było czytać w kolejności dowolnej – to nie powoduje utraty przyjemności i nie istnieje „kolejność nieprawidłowa”. (Podobnie jak w przypadku filmów o Bondzie.)
Ale…
Istnieje porządek rzeczy i czasu, wyprawy następowały po sobie, czegoś się nauczyłem, czegoś wcześniej nie wiedziałem, a pisząc następną książkę, już wiem. Są też pewne postaci, zjawiska i rekwizyty, które pojawiają się w moim życiu po kilka razy. Istnieje więc taka kolejność czytania, która sprawia, że Czytelnik „ma z tego więcej”.
Ponadto…
Od pierwszej wyprawy stosuję pewną osobistą sztuczkę, bardzo ułatwiającą życie odkrywcy: następną wyprawę rozpoczynam tam, gdzie zakończyłem poprzednią. Wracam w to samo miejsce i z niego wyruszam dalej.
Dlaczego tak?
Gdy biały eksplorator dociera do miejsca odległego i egzotycznego po raz pierwszy, jego wizyta jest jak lądowanie UFO. Trochę niepokoi, bardzo dziwi i zaciekawia. A gdy UFO pojawia się tam ponownie, jest to wydarzenie jeszcze bardziej doniosłe od tamtego pierwszego lądowania. Bo normalne UFO nigdy tego nie robi – przylatuje raz, pokręci się po okolicy, a potem już nigdy nie wraca, nie za naszego życia. Ja wracam. Tubylcy szaleją z zachwytu, nie mogą wyjść z podziwu i nagle traktują mnie – Obcego Gringo –jak starego Znajomego. To bardzo zmienia porządek rzeczy. Znajomemu pozwolą wejść do domu, który był wcześniej zamknięty, Znajomego zabiorą dalej w puszczę, głębiej, do następnej wioski, do której nie wpuszcza się obcych.
I jeszcze…
Państwo często mi piszą, że książka za krótka, że chcieliby tam wrócić, dowiedzieć się, co było potem, czy było coś jeszcze.
Wróciłem i było.
Najczęściej.
Prawie zawsze…
“Rio Anaconda” zaczyna się w miejscu, gdzie skończyła się wyprawa opisana w “Orinoko”. A przed wyprawą nad Orinoko było, to, co opisano w książce „Podróżnik WC”.