POPRZEDNI ODCINEK:
***
Karcz nie znosił sportu, a w szczególności gier zespołowych. Czas, który ludzie zazwyczaj poświęcają na oglądanie piłki nożnej czy siatkówki w telewizji, albo – o zgrozo! – choćby myślenie o sporcie, on przeznaczał na dokształcanie się. Co ciekawe, nie było to spowodowane wybujałymi ambicjami. O doktoracie nawet nie myślał. Jego dzika natura była po prostu ściśle powiązana z nieustającą żądzą poznawania świata, i to właśnie ta żądza stale go napędzała i nie pozwalała mu się zatrzymać. Dlatego, pomimo wewnętrznego sprzeciwu, zaczął biegać. Na początku robił to niechętnie, ale później bieganie stało się jego nawykiem. Czas poświęcony na jogging był dla niego czasem konfrontowania wyciągniętej z książek wiedzy z rzeczywistością. Był jak podróż, podczas której, ubrany w szary dres, mógł bez niepotrzebnego nadęcia zwiedzać i oglądać zabytki. Kompletnie niezauważony. Przemykający jak cień. Zupełnie jakby robił to przez przypadek, a nie według wcześniej narzuconego planu.
Tak samo było i tym razem, chociaż pojawił się nowy element: za wszelką cenę poprawić kondycję. Karcz wychodził bowiem z założenia, że lepiej zawsze być gotowym. Tak więc codziennie o świcie wychodził ze swojej kawalerki i biegał po innej części miasta. Oswajał się z nim i poznawał je na swój własny sposób. Legnica była naprawdę interesująca i chociaż na początku czuł do niej niechęć, wkrótce zaciekawiła go na tyle, że postanowił dowiedzieć się o niej wszystkiego, co się da, a w każdym razie – jak najwięcej. Oto był w 100-tysięcznym mieście, w którym kilkusetletnie kamienice stały obok PRL-owskich żelbetonowych bloków mieszkalnych. Oto był w mieście, które tuż po II wojnie światowej zostało przejęte przez Rosjan na kolejne 50 lat. Oto był w mieście, w którym średniowiecze mieszało się z renesansem, barokiem, neoklasycyzmem, neobarokiem i betonem. Był w mieście, które po zmroku zapadało w niespokojny sen.
W ścisłym centrum znajdował się zamek Piastów, jeden z najstarszych zamków i pierwsza murowana warownia na ziemiach polskich. Kontrastował z blokowiskiem, dużym centrum handlowym i małym targowiskiem. Karcz poświęcił mu trochę uwagi ze względu na bezsprzeczną wartość, którą reprezentował. Jak każdy zamek, ten też miał oczywiście swoje własne legendy, ale bajki nigdy specjalnie Karcza nie interesowały, dlatego przejrzał wszystkie zapiski na ten temat bardzo pobieżnie, aby ostatecznie i tak je zignorować.
W Rynku stała potężna katedra Świętych Apostołów z dachem wyłożonym brzydkimi czerwonymi dachówkami, a tuż obok jedna z największych atrakcji turystycznych, czyli budynek Starego Ratusza, w którym obecnie mieścił się teatr.
W pierwszych dniach pobytu Robert biegał tamtędy dość często, utrwalając i zapisując topografię terenu własnymi nogami, ale później zrezygnował z tego fragmentu miasta na rzecz parku i okolic dworca kolejowego. To, co zaskoczyło go najbardziej, to spora liczba niemieckich wycieczek i grup zorganizowanych spacerujących po centrum wczesnym rankiem. Najwyraźniej ta pora pozwalała im nacieszyć się miejscem o wiele bardziej niż godziny późniejsze, kiedy zaczynał się wzmożony ruch.
„A może po prostu mieli tyle do zobaczenia, że musieli rozpoczynać skoro świt? – zastanowił się. – Może bali się przegapić choć jeden punkt napiętego programu wycieczki? Ilu z tych Niemców miało tu swoje rodziny jeszcze w czasach, gdy Legnica była po prostu Liegnitz? Ile cennych rzeczy pozostawili w 1945 roku w poczuciu, że niedługo tu powrócą?”
Mijał ich często i przyglądał im się, jak w ciszy podziwiają elewacje starych budynków, przynajmniej tych, które przetrwały radziecką okupację. Było w tym coś dziwnego, jakiś niejasny sentyment, którego on sam nie mógł znieść.
W pewnym momencie zaczął ich unikać.
***
NASTĘPNY ODCINEK: