Kręciliśmy wtedy moje najlepsze odcinki „Boso przez świat” – seria z Jerozolimy. Kto je widział ten wie, że nic lepszego nie nakręciłem, choć przecież Jeruzalem to nie dżungla i nie Indianie. W trakcie tej roboty zaszedłem do sklepiku obok Świątyni Grobu Pańskiego. Kupiłem sobie kilka lampek oliwnych do mojego domu. (Ta scena weszła do filmu.)
Sprzedawca od razu mi powiedział, że nie muszę się męczyć z oliwą i pływającymi knotami – można do tej lampki wrzucić podgrzewacz do herbaty i też pięknie działa. Lampka bezobsługowa, możesz zostawić zapaloną i iść spać, nic się nie rozleje, nie zacznie płonąć ani kopcić. Chałupy nie sfajczysz.
***
Mam teraz w domu tych lampek kilka i bardzo je lubię. Są takie same jak te, które wiszą przy Grobie Pańskim. Zapalam je sobie do pacierza, zamiast świecy. Świec trzeba pilnować, a Lampka Betlejemska zostaje sama i się dopala bezpiecznie, nawet gdy zapomnę zdmuchnąć.
Kupiłem wtedy kilka dla siebie i kolejne na prezenty komunijne, na prezenty dla znajomych, o których wiem, że się modlą. Zapalam, gdy idzie burza, zostawiam i idę spać. Zapalam o poranku przy obrazie Guadalupany, a potem idę do roboty.
***
W kościele takie lampki są napełnione oliwą, a na powierzchnię puszcza się pływające knoty zamocowane na czymś w rodzaju małej tratwy. Można i tak, ale z tym trochę więcej zamieszania.
Gdy pokazałem te lampki w „Boso..”, ludzie zaczęli pytać skąd je wziąć. Sprowadziłem trochę, a potem kontakt mi się urwał. Teraz kontakt odnowiłem i są w moim sklepie. Kolejna rzecz, której sam używam i uważam za bardzo dobrą (tak jak moja yerba i moje mydło, i mąka).
A skoro nadchodzi Wielkanoc, a potem w maju Pierwsze Komunie i bierzmowania, i śluby to można taką lampkę przeznaczyć na dobry prezent. (Razem z DVD na którym są te moje najlepsze w życiu filmy – odcinki od Drodze Krzyżowej obiektywnie wybitne i każdy mi to mówi.)