Magazyn się opróżnia. Kolejny transport płynie z Paragwaju do Montevideo i potem dalej, ale zanim dopłynie, w magazynie zostają matera dające pretekst do dobrej zniżki.
Nie mają żadnej wady utrudniającej picie. Po prostu drobne otarcia, małe wgniecenia, lub niewielkie wybrzuszenie.
Zostało ich 672. Niewiele. Dlatego nie będę dzielił towaru na trzy grupy – tak bywało w latach poprzednich. Tym razem robimy akcję na chybił trafił. I albo Państwo trafią egzemplarz szturany, albo ryrany, albo dziobaty. To wszystko słowa z Kociewia.
Posłuchajcie…
“SZTURANE”
Babka brała drewniany tłuczek i waliła nim energicznie w gotowane ziemniaki (po kociewsku “bulwy”). Na takie ziemniaki – ubite z odrobiną masła – mówiliśmy, że są „szturane”.
A ja mam szturane matera. Matero rozmiarem i kształtem przypomina ziemniaka, a niektóre z nich mają delikatne wgniecenia, które powstały w czasie sztormu na morzu, lub jeszcze w porcie, gdy jakiś baranek nieostrożnie ładował skrzynie.
„RYRANE”
Tak mówimy na Kociewiu, gdy coś jest zarysowane. Albo, gdy chcesz, żeby cię ktoś podrapał po plecach w miejscu do którego nie sięgasz – wtedy mówisz: Weź mie poryraj. Matera „ryrane” to takie, które się lekko otarły lub zarysowały. Przy piciu kompletnie bez znaczenia!
„DZIOBATE”
Gdy na Kociewiu ktoś ma na gębie ślady po ospie lub „pysk pryszczaty”, wówczas mówimy że jest „dziobaty”. I mam też matera dziobate, co znaczy tyle, że małe ziarenko paragwajskiego piasku, dostało się pomiędzy drewno a blachę w trakcie owijania, a może to odprysk drewna… Jakaś tajemnicza drobinka wyczuwalna pod palcem. Wtedy matero jest „dziobate”. Absolutnie bez znaczenia przy piciu.
Będą też matera „pękłe” oraz „kiwaczki”, ale to już innym razem, a na razie kupujcie po zniżonej cenie z paragwajskiej skrzyni oznaczonej: chybił trafił.