JEST PUSTO, ALE BĘDZIE GIT.

Przejechałem przez naszą kowbojską wioskę – pusto.
Pojechałem do następnej – podobnie.
Chciałem kupić kury na czas, gdy jajów w sklepach brak. Sklep zamknięty, a na drzwiach kartka, że nioski i króliki (na mięso) chwilowo wykupione. Sklep z bronią był otwarty na oścież, ale półki i wieszaki puste, i zero ludzi. Amunicję sprzedawali jeszcze – w dużych paczkach. W czasach, gdy państwo się nie wyrabia, państwo cię nie obroni – zrób to sam. Rób wszystko sam.
– Kiedy?! – wołam do sprzedawcy bez wysiadania.
– W poniedziałek! Dwa tiry towaru!
– Będę!
– Wiem! Wszyscy będą – uśmiechnął się szeroko.
– A ceny jakie?
– OBNIŻONE!! Przecież nie będę się dorabiał na nieszczęściu. I tak mam lepiej niż ten fryzjer naprzeciwko. Do niego na razie nikt nie chodzi. Wezmę go do pomocy u mnie.
– A on się zna na broni?
– Ha! Strzela lepiej ode mnie. Na co dzień macha brzytwą, to rękę musi mieć pewną.
Poza tym jednym miejscem wszędzie było pusto i głucho. Takich obrazków w Ameryce jeszcze nie widziałem. Ten kraj aktywnych wesołków, optymistów, ludzi zawsze rzutkich, aktywnych jak ul, którzy lubią się spotykać, zatrzymać na chwilę dla pogadania o niczym, pojechać do fryzjera, nie dlatego, że włosy urosły, ale tak po prostu – ten kraj teraz wygląda (chwilowo!) inaczej.
Pojechałem dalej – do najbliższego miasteczka na prerii.

***

Mój samochód był jedynym na ulicy, a to przecież sobota – dzień zakupów i aktywności wszelkich. W tym miasteczku mają światła drogowe (w mojej wiosce nie ma) i na tych światłach stałem sam. Na następnych, na drugim końcu miasteczka, widziałem drugi samochód i to wszystko.
Przy automatycznej pompie jedna samotna osoba tankuje najtańszą benzynę za mojego życia – dolara za galon.
Parking przy salonie do gry w Bingo, zawsze pełen starych aut (bo w bingo grają emeryci) – pusty. Przy kręgielni – pusty. Przy odkurzaczu do samochodów – pusty; a w soboty to było miejsce, gdzie się sprzątało auta z czerwonego kurzu prerii i gadało ze znajomymi. W Walmarcie trochę ludzi, ale mniej więcej tyle ile w Sylwestra nocą. I pierwszy raz w Ameryce widziałem puste półki w supermarkecie. Pracownicy nie nadążają z wykładaniem towaru, więc kładą całe kartony wprost na podłodze. I ludzie kupują kartonami.
Mleka i jaj brakuje. To przejściowe – ludzie zrobili zapasy, a teraz trzeba poczekać, aż kury zniosą więcej. Krów też nie da się doić dziesięć razy dziennie, więc trzeba poczekać na mleko. Poczułem się jak w PRL, jak w stanie wojennym, tylko wtedy na półkach był ocet, a tu nie ma octu – ludzie wykupili, bo dobry do dezynfekcji.

***

Wreszcie znalazłem kilka miejsc, gdzie jest trochę ludzi. Wszystkie dotychczasowe usługi drive thru oraz kilka nowych: kolejka przy Mc Donaldzie i innych restauracjach. Ludzie kupują jedzenie na wynos, żeby wesprzeć trochę te biznesy. Bank, apteka – kolejki przy drive thru i nikt nie wchodzi do środka.
Jedyny sklep, który wyglądał w miarę normalnie to „Dobra, Dobra Wódzia”. Ludzie składali zamówienie bez wychodzenia z samochodu, a pracownik stawiał gorzałę lub piwo na pakę pikapa. Kartonami. Pojedynczych butelek nie sprzedają, bo to teraz niehigieniczne.
– Hej! – wołam do gościa w oknie. – Masz mój rum?
– Mam, Gringo! Ale ty jesteś katolik i masz Post, to po co ci teraz rum?
– Post nie trwa wiecznie. Wrzuć mi karton. Ceny jakie?
– Takie jak zawsze, przecież nie będę się dorabiał na nieszczęściu. A gdy kupujesz karton, masz zniżkę.

***

Wróciłem z tej wycieczki do domu. Dalej do Wielkiego Miasta już nie jechałem. Nie ma po co.
Karton rumu postawiłem na słońcu, żeby się zdezynfekował. Odpaliłem telewizor, a tu ogłoszenie, że mam wszystkie kanały odblokowane i nie muszę nic więcej płacić – na czas chińskiej plagi pozwalają oglądać wszystko jak leci.
Internet też odblokowany – żadnych limitów przesyłu danych. Podatki odroczone i (w przeciwieństwie do PL) nie trzeba pisać podań i wypełniać kwitów – rząd federalny odroczył wszystkim jak leci, nie trzeba się tłumaczyć, czy cię chinol trafił czy nie.
Ludzie zaczęli otwierać nowe biznesy w sieci: księgowi, prawnicy, a nawet hydraulicy konsultują klientów przez komputer lub komórkę. Muzycy grają koncerty z domu, a ludzie im wrzucają po kilka dolarów do wirtualnego kapelusza. Kucharze uczą Nowojorczyków jak ugotować parówki. To dlatego, że mieszkańcy Manhattanu prawie zawsze jadają poza domem; w niektórych małych mieszkaniach nawet nie ma kuchni, bo zawsze było taniej zjeść na mieście. Teraz wchodzisz na stronę swojej ulubionej knajpy i tam ci kucharz powie, jak zrobić te twoje ulubione kanapki. Napiwek wrzucasz mu przez internet.
Faceci od nastawiania kręgosłupa spotykają się ze swoimi klientami w sieci i pokazują co można zrobić samemu – noga za ucho, aż ci pstryknie w biodrze…
W wielu knajpach robią drinki na wynos, co w normalnych czasach byłoby nielegalne, ale teraz to jest czas chińskiej wojny i wszyscy chcemy przetrwać. Wszystko co się tylko da jest teraz na wynos, na parkingu, bez wychodzenia z samochodu, a twoją kartę lub gotówkę opryskują szprejem do dezynfekcji.

***

Na ulicach pusto, ale dużo się dzieje. Pomysły na życie w kwarantannie inspirujące; również w Polsce. „Jest syf, będzie git” – jak mawiał mój koleżka z podstawówki, niejaki Zenek S., który jako dziecko rozwalił komuś czaszkę klamrą od wojskowego paska. Tym kimś był pijak-gach mamusi i to był jego pasek.
Zenek dostał 3 lata w poprawczaku, a potem przyszedł do naszej podstawówki. Był za stary jak na klasę siódmą, sypał mu się wąs, palił sporty i nie robił tego w kiblu, tylko normalnie na przerwie. Nauczyciele się go bali. A Zenek był groźny z wierzchu, ale w środku… normalne dziecko z nienormalnego domu. Widziałem to w nim, a on widział, że ja widzę i mnie nigdy nie tykał, nigdy mnie nie szturnął, nie kazał sobie oddawać drugiego śniadania, ani załatwiać papierosów. Czasami, gdy zapomniałem moich kanapek, oddawał mi jedną ze zrabowanych komuś innemu.
Siadaliśmy w słońcu na murku i wtedy mówił „Jest syf, będzie git”. I nigdy przy mnie nie palił – pamiętał, że mam tylko jedno płuco. Umiał to uszanować.
Więc mówię Państwu: Jest syf, będzie git! Ta fraza jest nawet zapisana w Biblii, tylko trochę innymi słowami: Ducha nie traćcie, serc nie zatwardzajcie

Pokaż komentarze (1)

One Reply to “JEST PUSTO, ALE BĘDZIE GIT.”

  1. Stanislaw Swierczynski

    pięknie

Dołącz do rozmowy

Autor

Wojciech Cejrowski

TO MOŻE PAŃSTWA ZAINTERESOWAĆ

2024-04-09
Mój patron Święty Wojciech
Jego święto wypada 23 kwietnia. Był Czechem, ale jest patronem Polski. Pouczał wyrodną władzę w Pradze. Musiał uciekać i ukrył się w Rzymie pod zmienionym imieniem Adalbert i tak go znają za granicą, bo słowo Wojciech jest dla nich za trudne.
2024-03-03
Piła 18 kwietnia Wolna Amerykanka
Serdecznie zapraszamy na show Wojciecha Cejrowskiego "Wolna Amerykanka" - niezwykłą podróżniczą opowieść pełną humoru. W swoim występie, Pan Cejrowski z zabawnym zacięciem ukazuje różnorodność życia ludzi na całym świecie, pokazując, jak różnie można cieszyć się szczęściem. 'Wolna Amerykanka' to fascynujące historie o życiu w prostocie i radości, które mogą zainspirować do wprowadzenia odrobiny beztroski do własnego życia
2024-02-27
Wiosna
W USA nie bawią się w astronomię i wiosna zaczyna się równo 1 marca. Śmieszyło mnie to przez kilka lat, bo wyglądało mi na ułatwianie sobie życia w sposób podobny do uproszczonej liczby PI, która zamiast 3,14... ma wynosić 3.
TOP
Dodano do ulubionych! Lista ulubionych