W tłumie kilkuset osób, z którymi rozmawiam po występie, zawsze trafi się jakaś jedna historia niesamowita: a to majtki z egzaminu, a to gość z pistoletem w kieszeni.
Posłuchajcie kolejnej…
Podchodzi do mnie facet i mówi, że mnie zna.
– To, że ktoś zna mnie, to jeszcze mało – mówię. – A czy ja znam Pana? – pytam grzecznie, choć lekko zaczepnie, czyli takim samym tonem, jakim On zagadał do mnie.
– Poznaliśmy się w areszcie.
– A to ciekawe, w którym?
– Kraków, Montelupich.
– Siedziałem w Warszawie, we Wrocławiu, w Kalifornii, ale w Krakowie nigdy…
– Wtedy pan nie siedział, tylko kręcił film.
– Aaaa, odcinek “Areszt”.
– I miał Pan występ dla osadzonych.
– Nie chcę tego wspominać…
– Nikt nie chce. Totalna porażka klawiszy. Pan się zwijał i robił na scenie komedię, a na sali cisza.
– …nie chcę tego wspominać…
– Pan opowiadał naprawdę niezłe wice, a na sali cisza.
– …nie chcę tego wspominać, wspominałem już chyba, prawda?
– Śmialiśmy się, ale w środku, w głowie, a na sali martwa cisza.
– …nie chcę tego…
– Porażka, nie?
– Tak, totalna porażka. Nigdy w życiu nie czułem się gorzej. W trakcie występu zmieniałem scenariusz, wyciągałem z pamięci moje najlepsze dowcipy, które się sprawdzały zawsze i wszędzie, dobrze wytrenowane…
– A na sali 90 minut martwej ciszy. Porażka i śmierć artysty.
– Dlatego właśnie nie chcę tego wspominać i nie wiem czego pan nie rozumie w tym prostym zdaniu: NIE CHCĘ TEGO…
– Współczuliśmy panu szczerze. Klawisz się pomylił i wymieszał na sali grypsujących z frajerami.
– Tak wiem…
– Frajer, przy grypsującym ma siedzieć cicho, bo dostanie w ryj, gdyby się odezwał niepytany. A grypsujący przy frajerach ma być twardy, więc się nie zaśmieje. To nas naprawdę sporo kosztowało po obu stronach, żeby wysiedzieć na tym pańskim występie i nic nie reagować.
– Pan był wtedy na widowni?
– Byłem. Bardzo mi się podobało i przyszedłem dzisiaj się pośmiać na głos.
– Acha.
***
Dlatego właśnie, po każdym występie stoję przy wyjściu z sali, stoję do oporu, do ostatniego chętnego i zbieram sobie takie historie. Jutro mam występ w Kielcach – siódmy w historii – zapraszam, przybywajcie.
A przed występem, od samego rana postoję na Targach Katolickich. Lubię te targi, bo proboszczowie kupują po 20 książek na raz – na nagrody dla ministrantów, a do tego opowiadają mi, które fragmenty moich książek cytowali w kazaniach.
I to nigdy nie są rzeczy dla mnie oczywiste, no bo dlaczego ksiądz cytował fragment o pinga-pinga? A potem ksiądz mi tłumaczy dlaczego akurat to i rzecz nabiera sensu.
– Księże, nie wiedziałem, że piszę kazania. Myślałem, że książki podróżnicze.
– Mało wiesz o sobie synu, mało wiesz.
I dość często na tych Targach, ludzie zaskoczeni moją obecnością wołają na mój widok tak:
– O Jezu, Cejrowski.
I jak ja mam reagować?
– Nie “Jezu Cejrowski” tylko Wojciech Cejrowski jestem. A ty, idź i nie grzesz więcej.