Wąż pożarł wiewiórę.
Czyli wróg pożarł wroga.
Pośród ludzi jest dla ciebie dobrze, gdy twoi wrogowie walczą, a potem jeden pokona drugiego. Ale tu, na prerii, moimi wrogami są zwierzęta. Nie wszystkie, ale akurat te dwa są – wiewióry tną rynnę na wióry i przyciągają węże. Nie chcę tu ani wiewiór, ani węży.
Więc czemu to niedobrze, że wąż pożarł wiewiórę?
Pożarł, czyli nażarł się i umocnił, a wiewiór nadal wiele. To już bym wolał głodnego węża i o jedną wiewiórę więcej.
***
Widywałem tego węża jak czatował. Próbowałem zastrzelić, ale był głodny po zimie, więc czujny i sprytny. Zawsze szybszy ode mnie.
Gdy wystawiał łeb ponad trawy, pionowo w górę i obserwował teren, widziałem go z daleka. Sterczał jak łapka do wyciągania gwoździ wbita w ziemię. Ruszałem wtedy na niego ze śrutem, ale on zawsze zdążał schować się pomiędzy skały. Bardzo szybki, nagrzany w słońcu, głodny. Wredne, sprytne stworzenie, prześladowca człowieka, odwieczny wróg.
Teraz nażarł się wiewiórką i na kilka tygodni zapadł w jakąś skalną szparę, więc go przestanę widywać i stracę szansę na strzał. Rozgrywki z wężami są długie, jak one same. A im dłuższy wąż tym rozgrywka dłuższa. Bo im dłuższy tym szybszy, sprytniejszy i dlatego trudniej wcelować.
Małego węża ogarniesz całym śrutem jaki leci z lufy i zawsze rozwalisz mu coś ważnego; zdechnie. Dużego węża, nawet gdy trafisz, to potem może się okazać, że tylko w ogon i wylezie na ciebie znowu po kilku miesiącach, jeszcze bardziej ostrożny i sprytny po stracie ogona.
***
Nie wiem czy węże się uczą i nie obchodzi mnie opinia zoologów. Ja znam węże jako antropolog, czyli wiem co o wężach myślą dzikie ludy, a te ludy twierdzą, że węże pamiętają i nie popełniają drugi raz tego samego błędu. Strzeliłeś do takiego nieskutecznie raz, to drugi raz strzelić do niego będzie trudniej – tyle na ten temat twierdzą dzikie ludy i tyle samo twierdzi moje osobiste doświadczenie.
Wąż – wredne, sprytne, niebezpieczne zwierzę do wytępienia. Podobnie jak stonka ziemniaczana jest do wytępienia i gdyby cała wyginęła, planeta ziemia odetchnie z ulgą, a nikt normalny za tym gatunkiem nie zapłacze.
***
Znam kilku Zielonych z Kalifornii, co przyjeżdżają tutaj studiować węże. Oni by zapłakali i za stonką, i za moskitami, zapłakaliby za wirusem grypy i płaczą nad losem jadowitych węży. Zapraszam tych durniów do siebie na ogniska. Rozmawiamy. Poznaję ich jak kolejne dzikie plemię.
Nie muszę wszystkich plemion kochać, aby być zainteresowanym. Jedne studiuję z podziwem inne bez, a jeszcze inne z niechęcią. W ciągu lat pracy badawczej o tych co studiują węże dowiedziałem się tyle: dzielą się na dwie grupy; jedna grupa (Zieloni) studiuje węże po to, by je ocalić od zagłady, druga grupa (Badacze) studiują węże po to, by znaleźć skuteczne surowice na ich jad oraz skuteczny sposób pozbycia się węży.
Gadam więc z Zielonymi przy ognisku, serwuję im wino i steki, i rozpytuję o węże po to, by zlikwidować przynajmniej tego jednego, który mieszka gdzieś koło mego domu.
***
Dałem temu wężowi imię.
Imiona są pomocne – pozwalają się mocniej zaangażować i lepiej skupić. Dlatego na naszej strzelnicy dają do ćwiczeń papierowe tarcze z sylwetką Bin Ladena, Putina, itp., a nie zwykłe tarcze z anonimową sylwetą.
No więc dałem temu wężowi imię “Szwagierka”. Nie dlatego, żebym chciał zastrzelić Szwagierkę, broń Boże!, chodzi raczej o to, że Szwagierka byłaby na mojej ziemi równie mile widziana, co ten wąż.
Dla usprawiedliwienia dodam, że Szwagierka była pierwsza.
Posłuchajcie…
Kiedyś znalazła padalca, którego przejechał rowerzysta w lesie. Zabrała gada w słoik przeznaczony na jagody i postanowiła ocalić. Poszła do ZOO, wypytała o co trzeba, a potem moi Chrześniacy musieli gada dokarmiać, gdy się kurował. I sam słyszałem (przypadkiem) jak Szwagierka powiedziała do nich: Idźcie nakarmić WC.
W pierwszej chwili mnie zamurowało, gdyż myślałem, że kazała podać coś do jedzenia mnie. Nigdy tego nie robi, chyba że jestem w grupie innych gości. No więc zamurowało mnie, ale chwilę potem ochłonąłem, gdy zobaczyłem jak chłopcy karmią padalca w terrarium. Następnego dnia padalec zdechł. I czyja to była wina? Hmm..
Szwagierka zadzwoniła natychmiast do mnie:
– Zabiłeś mojego padalca!!!
– Nie pytasz, prawda? Nie słyszę pytania, tylko pretensję, prawda?
– A co innego?! Zabiłeś mi padalca!
– OK… A czemu mnie o tym zawiadamiasz?
– Bo jestem wściekła i chcę, żebyś widział, że ja WIEM, że to ty! Otrułeś go czymś!
– Masz jakieś dowody?
– Byłeś u nas wczoraj. Kiedy posłałam chłopców, żeby go nakarmili, ty też byłeś w pokoju.
– Byłem.
– HA! Czyli się bezczelnie przyznajesz!
– No byłem w tym pokoju, to co się mam ukrywać? Widziałaś mnie, że byłem.
– I musiałeś od razu otruć biedne zwierzątko? Co ci przeszkadzało?
– Przyglądałem się, owszem, z niesmakiem. Ale nie otrułem.
– To czemu zdechł? Ha?! Czemu?!
– Albo od twojej diety, albo od mojego patrzenia. Innych okoliczności nie było. Ale jeśli mam taki zabójczy wzrok, to jeszcze ci zwiędną pelargonie, bo ja nie lubię pelargonii i na nie też patrzyłem z niesmakiem.
– Bezczelność!
– OK następnym razem, poczekam na chłopców w samochodzie, a tym razem się uciesz, że nie zawiadomię szkoły, że trzymasz w domu węże i każesz je karmić nieletnim.
– Padalec to nie jest wąż!
– Dlatego właśnie nie zawiadomię szkoły, że trzymasz węże.
W tym momencie Szwagierka rzuciła słuchawką.
Wkrótce potem zadzwonili Chrześniacy z dyskretnym podziękowaniem za zabicie padalca.
– Chłopaki, ale ja nie mam z tym nic wspólnego.
– Tak, tak, wiemy, ale i tak jesteśmy wdzięczni.
– Ale z co?
– Za to, że Stryjaszek zabił gada. My go nie lubiliśmy.
– Ale ja go nie zabiłem…
– Tak, tak, wiemy, ale mama nie wie i to się liczy. Bo w ten sposób nie poszło na nas.
– A jak właściwie go Stryjaszek zabił? – zapytał drugi Chrześniak. – Przecież stryjaszek tylko patrzył.
– Cicho siedź! Nie pytaj! Ciesz się, że zdechł! – pouczył go brat i rzucili słuchawką.
A teraz ja siedzę bardzo daleko od tamtych wydarzeń. Siedzę, wypatruję węża na prerii i zastanawiam się co zrobić, żeby zdechł. Bo od samego patrzenia jakoś nie zdechł, tylko zeżarł wiewiórę i zaszył się w skały pośród traw. Teraz trawi i rośnie, a kiedyś wyjdzie i przyjdzie…
baj