Wchodzi Szwagierka i od razu bez dzień dobry:
– Jakiś bałwan porozwalał marchew na środku ogrodu.
– Masz rację.
– To posprzątajcie.
– Za jakiegoś bałwana my mamy sprzątać? A to dlaczego?
– A co, ja mam sprzątać?! Ustalcie sobie, który to konkretnie zrobił i niech sam sprząta, albo wszyscy solidarnie, jest mi obojętne. Ma być posprzątane.
– My wiemy, który to bałwan i jego tu nie ma.
– Przecież jesteście wszyscy…
– Ale to nie my.
– WPUŚCIŁEŚ JAKICHŚ OBCYCH LUDZI DO MOJEGO OGRODU? JAKICHŚ TYCH SWOICH OKROPNYCH ZNAJOMYCH? – w tym zdaniu Szwagierka zwracała się już tylko do mnie samego, a Chrześniaków zostawiła w spokoju.
– Nikogo nie zapraszałem. Kilka dni temu, gdy jeszcze był śnieg, zrobiłem im pierwszego w tym roku bałwana, potem się rozpuścił i porozrzucał te marchewki.
– Bałwan ma jedną marchewkę, na nosie, a tam jest stos marchwi.
– Ten nasz miał oczy z marchewek i brwi, i włosy, i gębę, a nawet zatyczki w uszach też z marchewek.
– Wrrr… Czy brałeś do tego MOJE EKOLOGICZNE marchewki z lodówki ?!
– Innych nie było, a bałwan nie mógł być głuchy, ani ślepy…
– I naprawdę nie znalazłeś niczego innego tylko te najdroższe marchewki???
– Znalazłem. Były tam jeszcze ekologiczne ziemniaczki, pomidorki po milion za kilo, eko-buraczki i generalnie cała twoja lodówka jest eko. Uznałem, że marchewki wyjdą najtaniej.
– To mi je teraz pozbieraj, wyszoruj i oddaj.
– Nie ja rozwalałem, nie ja będę zbierał, chyba, że mnie poprosisz o przysługę…
– Jak to nie ty rozwalałeś???
– Ja jedynie przyozdobiłem bałwana, a potem bałwan już sam porozwalał, kiedy się topił i odpadało mu oko, nos, zatyczki…
– A po co robiłeś bałwanowi zatyczki?
– Wiedziałem, że kiedyś wrócisz z tej delegacji; chciałem żeby był przygotowany.