Wspominałem już kiedyś, że Szwagierka mnie nie cierpi, prawda? Nie cierpi mnie z powodu tego, co robię z moim chrześniakiem. Ja z kolei nie przepadam za nią z powodu tego co ona robi z moim chrześniakiem.
Nasze stosunki są stabilne. Oboje kochamy mojego chrześniaka i oboje, byliśmy stanowczo przeciwni bym to ja zostawał jego ojcem chrzestnym. Odmawiałem kilka razy, a największym moim sojusznikiem była wtedy Szwagierka – wspierała mnie argumentami, a swojemu mężowi robiła wymówki i ciche dni; w tamtym czasie byliśmy jednomyślni i solidarni. Ostatecznie nie wyszło: ja zostałem ojcem chrzestnym a ona…
Najpierw trzymała chłopaka zamkniętego w bogatym domu z kucharką i pokojówką. Ubierany był w odzieże markowe z tych samych sklepów, w których kupuje jego ojciec. Krawat zaczął nosić zaraz po zdjęciu śliniaka. Z bogatego i czystego domu poszedł prosto do szkoły, także bogatej, czystej, małej i elitarnej, gdzie spotyka takich samych jak on małych paniczyków. Nie jego wina, ale jego cecha.
W tej szkole nie mówi się o takich rzeczach jak siusianie. Mamusie przyprowadzają wymuskane dzieci do wymuskanej szkoły. A potem ja dowiaduję się na prerii, że moja deska klozetowa jest trochę chropowata i kłuje biednego paniczyka w tyłek.
– To nie siadaj – mówię.
On mi na to, że mu się siku chce, więc musi.
– To nie siadaj! – powtarzam.
– To co? Bo nie wiem… Jak mam nie siadać, Stryjaszku? – i prawie się rozpłakał.
Najpierw się wkurzyłem, a potem byłem już tylko zatroskany i starałem się w te krótkie ferie nadrobić ile się da.
***
Jego ojciec, też nie chciał żebym to ja został ojcem chrzestnym. Nie chciał, ale… wykalkulował sobie, że tylko ja posiadam zestaw cech odwrotnych w stosunku do cech biologicznego ojca. Ojciec chrzestny ma zastępować ojca biologicznego, ma go uzupełniać wszędzie tam, gdzie rodzic biologiczny nie dorasta do funkcji. No i wyszło na mnie. Jestem przeciwną stroną tęczy. Ojciec biologiczny zapewnia spokój, ciszę, czystość i stabilizację. Ja – ojciec chrzestny – zapewniam rzeczy niepokojące, hałaśliwe, niehigieniczne i ekscytujące.
***
Przed odlotem do Europy zatrzymałem się z chrześniakiem w hotelu niedaleko lotniska. Chrześniak chciał się “wysiurać” (niepokojące słowo, jego ulubione) w krzaki na parkingu, bo robienie tego na stojąco to dla niego umiejętność nowa i dziecko się zwyczajnie fascynuje, że potrafi. Ja mu na to, że w mieście nie powinien w krzaki: Jeśli w pobliżu jest toaleta idziesz do toalety, a tu jest miasto i toalety są wszędzie.
Chrześniak na to: Aaa… miasto. Rozumiem, Stryjaszku, w mieście należy siurać w toaletach. A pluć wolno?
***
Pluć też go musiałem nauczyć, bo ten chłopak naprawdę nic nie umiał. Pluć, gwizdać, nic! Szwagierka na razie nie dzwoniła w sprawie plucia, ale zadzwoni.
Na kurs plucia poszliśmy do sąsiada – kowboja – który potrafi z odległości metra wcelować w muchę i ją zabić. Chwali się tą swoją sztuczką w naszej knajpie. Zabrałem chrześniaka na szkolenie i byłem potem bardzo dumny – chłopak ma wrodzony talent i opanował sztuczkę z muchą w czasie pierwszej czy drugiej lekcji, podczas gdy ja wciąż nie mogę.
wc
PS
Czy ktoś z Państwa orientuje się, kiedy w Polsce pojawią się pierwsze wiosenne muchy? Wtedy przestanę odbierać telefon, bo szwagierka na pewno będzie dzwonić.