Byłem w dużym mieście u znajomych. Przy okazji odwiedziłem rozrywkowy sklep o nazwie “PYSZNA PYSZNA WÓDZIA”. Przy wejściu wręczyli mi biuletyn “Co pijemy w tym miesiącu”. Potem był tor przeszkód – szpaler stolików z degustacją gdzie proponowali kilka win ple ple, jakieś whisky ple ple, a ja próbowałem się przedrzeć dalej, bo nie znam się na winach, a w ogóle to wszedłem po rum.
W trakcie wymijania sprzedawców, biuletyn upadł mi na podłogę i otworzył się na stronie, gdzie opisywano Program Zajęć Grupowych. Myślę sobie tak: sklep z gorzałą zajmuje się leczeniem alkoholików? Okazało się, że przeciwnie – sklep zajmuje się edukacją – zapraszali na seminaria, między innymi “Wina Libanu”.
O cedrach Libanu czytałem w Psalmach, wino piłem chyba kiedyś jedno, niedaleko katedry na Warszawskiej Pradze i było bardzo smaczne, ale ja tu dzisiaj wszedłem po rum więc nie zawracajcie mi głowy winami!
***
W rumach… zrobiłem się podejrzliwy – rum przyzwoity, ciemny, z beczki, w cenie 19,99$ za flaszkę o pojemności 0,75 nie dziwi, ale tu stały flaszki 1,75 i też kosztowały 19,99$. I nie był to jakiś nieznany chłam, lecz markowy Flor de Cana, cztery lata beczkowany, ciemny, pyszny, najlepszy z tej serii.
Pytam babeczkę sklepową czy to pomyłka w cenie, ona na to, że nie… Ja jej na to, że przecież na półce obok stoi ten sam rum we flaszkach 0,75 za dokładnie takie same pieniądze, więc o co chodzi, kaman? Czy ten w ogromnych butelkach jest jakiś lewy, trefny, zwietrzały, z przemytu? Gdzie jest hak?
– Proszę Pana, po prostu wyprzedajemy. W tych dużych flaszkach nikt nie kupował, bo się ludzie chyba wstydzą kupować takie wielkie; one naprawdę niedobrze wyglądają. Za duże są. I zdecydowanie nieporęczne przy nalewaniu. Robią mocne gul gul i się wychlapuje.
– Wie Pani co, dla mnie będą bardzo poręczne, głównie z powodu ceny. Mam grupę kumpli, którzy schodzą się u mnie raz na tydzień grać w pokera. U mnie dlatego, że mieszkam daleko i nie ma zasięgu komórkowego, więc żony nie dzwonią w trakcie gry. Oni grają, a ja robię za barmana. W tej sytuacji będzie im wszytko jedno czy mnie za barem poręcznie lać; bylebym lał. Poproszę cały karton.
– Zaniesiemy Panu do samochodu.
– To dwa.
– Za dwa dam Panu jeszcze zniżkę hurtową.
– Nie kuś kobieto. Poproszę jeden.
– Dam Panu zniżkę za dwa, mówiłam.
– Za ten jeden mi Pani da taką samą.
– Dam.
– Dobra, to jednak dwa.
– Pan sobie żartuje?
– Nieee, po prostu chciałem się potargować dla sportu. No więc te dwa kartony już nieście do auta, a Pani mi jeszcze pokaże gdzie stoi rum z Barbadosu.
Pokazała i… ZNALAZŁEM czego szukałem.
Jest taki jeden rum, bardzo dobry, który z Barbadosu eksportują na cały świat. I jest jeszcze taki drugi, mniej znany. Ten drugi potrzebny mi był do Audycji Podzwrotnikowej.
***
W tym tygodniu w Podzwrotnikowej jest jedna piosenka z wysp Barbados. Przesłuchałem ją kilka razy, przypomniałem sobie atmosferę miejsca, port i marinę, i knajpę na palach, w której siedzieli starzy Brytole naprzeciwko swoich starych jachtów; ktoś grał, ktoś śpiewał, ktoś tańczył, a wszyscy sączyli z ciepłych od słońca szklaneczek, właśnie ten drugi rum nieznany w świecie, ale znany tym, co bywają na Barbadosie.
Ile ja się muszę napracować, żeby porządnie przygotować tę audycję.
Posłuchajcie: