Wiało, więc jedenaście razy zniknął prąd. To miłe, bo wtedy znika także internet i nie czuję się zobowiązany pisać – w moim komputerze zapada cisza.
A jednocześnie, gdy nie ma prądu, na resztkach baterii, czytam listy zaległe, nieodpisane, odłożone. I zawsze znajduję coś ciekawego.
List od kogoś z Państwa, na który wcale nie miałem zamiaru odpisywać, ale był na tyle interesujący, że go sobie odłożyłem. I nagle ożywa, a ja postanawiam jednak odpisać słowo, czy dwa. I potem ktoś, kto już całkiem zapomniał, że do mnie pisał i o czym, dostaje odpowiedź po kilku latach. Powiem Państwu, że to jest lepsze, niż odpowiedź natychmiastowa ?
***
W tej chwili najstarszy list, który u mnie leży, ma datę 8 maja 2014 – ten akurat pochodzi od pewnego kowala, który jednocześnie jest rysownikiem, mieszka w Texasie i narysował mój domek na okładkę pierwszego wydania “Wyspy na prerii”. Trzymam ten list, bo to jednocześnie kontrakt na prawa autorskie: Wojciech, Feel free to use the artwork in any way you need. I honored that you have chosen to use my work! Tim
***
A dziś, siedząc bez prądu, znalazłem list od kogoś, kto był na Kubie jeszcze za Fidela. I to mi przypomniało pewien guzik, który mam teraz w szufladzie…
W lutym zeszłego roku byłem na Kubie z kumplami rolnikami, mieszkaliśmy w hotelu, który był niezły, jak na warunki kubańskie, czyli sprzątali codziennie. I codziennie, w drodze do mojego pokoju mijałem pewien guzik leżący na podłodze. Posłuchajcie…
Za pierwszym razem nie podniosłem, tylko obejrzałem z bliska, bo był to guzik od drogiej koszuli i pomyślałem, że ten kto go zgubił, może będzie szukał. Za drugim razem nie podniosłem, bo pomyślałem, że ciekawe czy go posprzątają, skoro codziennie sprzątają.
Za trzecim razem już wiedziałem, że wprawdzie sprzątają, ale udają.
A dnia ostatniego podniosłem i zabrałem go sobie jako pamiątkę z Kuby.
***
I co teraz z tym guzikiem?
Hmm… jutro przyszyję, bo to dobry guzik. Luksusowy, więc nie pasuje mi do niczego, ale…
Mam taką jedną koszulę, w której wyrwałem wszystkie guziki. Wiecie.. eee, a może nie wiecie, jak to jest, gdy na prerii poczujesz coś za kołnierzem – zawsze myślisz, że to osa, mrówka, skorpion, albo inne ścierwo. Wtedy człowiek nie myśli, lecz natychmiast zrywa koszulę. Zerwałem! Guziki poszły w kosmos i jakoś nigdy nie chciało mi się kupić nowego kompletu. To może teraz przyszyję do niej pierwszy guzik – ten znaleziony na Kubie. A potem uzbieram resztę – każdy z innego kraju.
A potem wymyślę do tej koszuli nowy stand up pod tytułem “Guzik prawda”. I pierwsze dwadzieścia minut będę jechał na pierwszym guziku, kolejne na drugim… Tylko, czy powinienem zaczynać opowieść od dolnego, czy od górnego? Hmm…
baj
PS
Dzień później:
Czytając własną opowiastkę przed publikacją (zawsze czytam, by nie wypuścić czegoś, co wczoraj mi się podobało, ale dzisiaj jest już blee) przypomniał mi się Jarmark Dominikański i dziewczynka ze skrzypcami, która grała na jednej strunie, a u stóp miała futerał z karteczką: ZBIERAM NA STRUNY. Pod koniec Jarmarku nadal grała, ale już na wszystkich czterech z tabliczką: DZIĘKUJĘ. UZBIERAŁAM.