Ktoś wyciągnął na mnie jakiś mój starożytny tekst o halloween, w którym WC pisze, że nie rozumie czemu kler czepia się tego święta. Wtedy nie rozumiałem, a kler nie tłumaczył jasno i stosował taką mylącą frazę “święto, które przyszło do nas z Ameryki…”. Lubię różne amerykańskie zjawiska kultury – bluesa, country, hollywoodzkie filmy, no i nie rozumiałem, czemu zabawa z dyniami komuś przeszkadza.
Potem się dowiedziałem. Pogadałem z egzorcystami, poczytałem i ZORIENTOWAŁEM SIĘ, czym jest to święto oraz jakie niesie zagrożenia.
Dziś wiele osób jest podobnie niezorientowanych jak ja wtedy i drażni je czepianie się “zabawy w duchy i dynie”. I to pewnie któraś z nich wyciągnęła na mnie mój stary tekst i nim powiewa. Wtedy byłem głupszy, teraz jestem mądrzejszy. Wtedy nieświadomy, teraz uświadomiony. Nie widzę w tym nic złego, że się douczyłem.
To dość powszechne zjawisko, że w młodości uważamy, iż coś jest dla nas niegroźne, a z wiekiem dochodzimy do przekonania, że jednak jest groźne, czasami śmiertelnie. Palacze zaczynają od “małego dymka”, a po latach kończą w umieralni na raka ze słowami “jaki ja głupi byłem”.