No niby zawsze to wiem, ale zawsze mnie to mile zaskakuje… Jestem przecież żytnio-buraczany raczej, niż książęcy, więc czemu Kraków kocha? Chodzę boso, nawet zegarka nie mam i na pewno nie jestem fą-fam. W dodatku za zdjęcie ze mną biorę pacierz lub dziesiątkę różańca, podczas gdy inni dają darmo.
Pozostali pisarze na targach (w sumie ośmiuset) są lepiej ubrani, bardziej eleganccy w zachowaniach, milutcy i słodziuścy, i stoją w miejscach godniejszych. A jednak kolejka do mnie była wczoraj NIEUSTAJĄCA. Od godziny 10 rano do 19 z jedną przerwą, która trwała 20 sekund. (Drugą przerwę zrobiłem sam, gdy o godzinie 15 poszedłem zmówić Koronkę.)
Dziś znów stoję na najdalszym końcu Targów. Wchodzisz do Sali Dunaj, idziesz aleją główną, idziesz i idziesz i zanim do mnie dojdziesz musisz minąć wszystko co Cię nie interesuje, bo to co mijasz niekoniecznie ma związek z literaturą, musisz minąć nawet kible, i stragany z jedzeniem i tunel prowadzący do namiotu zwanego Salą Dunajec, a potem musisz jeszcze minąć gadającego robota oraz książki na przecenie po 3 złote za kilogram i… dopiero gdy miniesz tę dżunglę znajdziesz mnie. ?
Nie narzekam – mnie to cieszy! Bo kiedy w takim miejscu kolejka do mnie jest NIEUSTAJĄCA, wówczas wiem, że to nie przypadek. Na innych da się trafić przypadkiem – do mnie trzeba się przedzierać świadomie i celowo.
PRZEDZIERAJCIE SIĘ. Do zobaczenia. W tym roku te targi są jak męska przygoda.