A kto się zajmuje Pańskim domem na prerii, gdy Pan jedzie do Polski?
Nikt. Tu nie kradną.
Wynająłem natomiast Tracy, która co jakiś czas przyjeżdża rozejrzeć się ogólnie, odebrać pocztę i spłukać zlew. [Spłukiwanie jest kluczowe, bo gdy woda w syfonie wyparuje, coś przyjdzie, lub się osiedli, wpełznie, wejdzie, albo będzie wchodzić i wychodzić, a potem ja wracam do domu po pół roku, a to coś uważa mój dom za swój i mnie atakuje jako intruza].
Tracy jest specyficzna – z Kalifornii. Stanowi odwrotność kowboja. Nie potrafi nic zrobić sama: zupy kupuje gotowe do podgrzania; gdy zobaczy w domu mrówki, woła firmę do oprysków, zamiast kupić trutkę i samodzielnie rozsypać; gdy jej się odklei podeszwa, kupuje nowe buty, zamiast podkleić… Nie wiem jak nazwać “odwrotność kowboja” jednym słowem (może Państwo wiedzą), ale Tracy właśnie kimś takim jest – odwrotnością wszystkich moich sąsiadów.
To czemu Pan taką “odwrotność” najął do pilnowania domu?
Ha! Bo Tracy wszystkiego się boi, czyli jest doskonała do tej konkretnej roboty: nie przegapi żadnego rachunku, który znajdzie w mojej poczcie, bo się boi przegapić; nic sama nie zepsuje przy próbie naprawy, bo nie próbuje sama, lecz wzywa fachowca; na żadną drobną usterkę nie machnie ręką, bo się boi, że ta usterka wcale nie jest drobna…
Naprawdę właściwa osoba, na właściwym stanowisku!
A czy ktoś tę Tracy nadzoruje?
Tak – Homero. Pamiętają Państwo opowieści o Homerze? To ten co przyjeżdża kosić trawę.
baj