Świeci słońce. Postoję więc na Jarmarku Dominikańskim od g. 9 do 18, może dłużej. Przychodźcie!
Rano umyli ulice, więc czysto. Przychodźcie – stoję czterdzieści kroków od fontanny z Neptunem, na przeciwko Ratusza, a Ratusz znajdą Państwo łatwo, bo taki cichy budynek, gdzie nikt dziś nie piszczy menuetów fletem.
Moim znajomi Pijacy załatwili tę sprawę wczoraj. Ich metody są trochę grubiańskie, bywa, ale jakoś po swojemu zabawne. Najpierw poprosili faceta z fletem, żeby przestał grać. Kiedy ten się obruszył i nie chciał przestać, powiedzieli mu, że jeśli nie przestanie, oni będą tak stać koło niego i pachnieć.
– Czujesz Pan jak ja pachnę? Ja nie czuję, ale mam sygnały, więc se zdaję sprawę, że coś takiego jak mój osobisty zapach istnieje. I zdaję se sprawę, że to jest zapach trudny do zniesienia. A zapach kolegi – tu wskazał na Pijaka Mniejszego – pan czujesz? Bo ten to nawet ja czuję, choć przebywam z Kolegą od lat. Jak pan nie zaprzestaniesz dymać w ten flet, to my tu po prostu staniemy, aż pan se pójdziesz. Bo my możemy zatkać uszy, ale pan nie możesz nie robić wdechów, kiedy pan grasz. Rozumiemy się? A to co pan będziesz musiał wdychać to my! Nasza.. “aura”, jak to mawia Pan Cejrowski, kiedy z nami siada pogadać. I on zawsze siada tak, żeby aurę zabierał wiatr.
Facet z fletem zniknął.
…więc przychodźcie.