Yerba Mate to odkrycie Indian Guarani – ich święte ziele, dar Matki Ziemi. Dzisiaj jest znane – głównie ze słyszenia – na całym świecie.
Mate uprawia się i pije powszechnie tam, gdzie w XVII wieku mieszkali Guarani, czyli na terytorium Paragwaju. Ale nie tym dzisiejszym, okrojonym przez sąsiadów. Dawniej Paragwaj rozciągał się dużo dalej niż teraz – od stóp wschodnich Andów aż po wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Sięgał daleko na ziemie dzisiejszej Argentyny, Urugwaju, Boliwii i południa Brazylii. Tam żyli Guarani i tam się piło mate. Tam tez pije się ją do dziś.
Wspomnienie tego dawnego, Wielkiego Paragwaju zostało w nazwie – Yerba Mate po łacinie to ilex paraguariensis, czyli Ostrokrzew Paragwajski.
Niekiedy smakosze różnych herbat, w Europie, czy USA, kupują Yerba Mate w torebkach do zaparzania i piją przez ciekawość (połączoną z lekką domieszką snobizmu). Twierdzą, że smakuje podobnie jak inne zielone herbatki – chińskie i arabskie.
Takie picie nie ma wielkiego sensu – wówczas mate traci cały czar. Z nią jest tak, jak z kwiatem paproci, który zakwita tylko w noc świętojańską – Mate kwitnie w ustach pełnym bukietem smaku, jedynie gdy jest właściwie przyrządzona i podana.
Tradycyjny (indiański) sposób picia przypomina rytuały związane z paleniem fajki pokoju.
W jednym i drugim przypadku bardzo ważną rolę pełni sprzęt:
Cybuch fajki pokoju był rzeźbiony z kamienia, a niewielkie naczyńko do mate (matero, albo guampa), powinno być wykonane ze specjalnego gatunku drewna – Palo Santo (Świety Pień).
Już samo to drzewo jest ziołem – po zmieleniu zaparza się je i podaje jako lekarstwo na wiele chorób. Wspiera siły witalne (męskie), urodę (niestety tylko u pań), nerki, kiszki, żyły i wszystko inne, ale pod warunkiem, że się mocno wierzy. Ma charakterystyczny silny zapach, który nie wietrzeje. Drewno, nawet po wyschnięciu i latach używania jako guampa, zachowuje swój naturalny kolor – intensywną zieleń szczypiorową – wygląda jak pomalowane bejcą.
Do drewnianego “cybucha” – guampy – wsypuje się grubo siekane suszone liście i łodyżki Mate. (W tej postaci wygląda ona nie jak porządna herbata, ale jak jakieś zakurzone paprochy.)
Potem wkręca się w nie metalowa rurkę – o nazwie bombilla – przez którą będziemy pić. Rurka ma na dolnym końcu sitko, żeby zapobiec wciąganiu fusów do buzi. Najlepiej jeżeli jest wykonana ze srebra, bo przecież będziemy jej dotykać ustami.
Do tak nabitego “cybucha” z wkręconą rurka wlewamy odrobinę gorącej wody – w tym celu wszyscy dorośli obywatele Paragwaju, o każdej porze dnia noszą pod pachami termosy. No więc wlewamy wodę i czekamy.
Czekamy.
Jeszcze trochę…
Cierpliwie.
Nie ma się do czego spieszyć, bo i tak pierwsze zalanie wypija w całości Santo Tomas – święty Tomasz.
(Prawda jest taka, że całą wodę wciągają te suche paprochy i każdy o tym wie, ale tradycja każe pić mate w grupie – a nie samemu – więc jeżeli ktoś akurat nie ma kompanii, to pod ręką jest zawsze św. Tomasz. Wprawdzie niewidoczny, ale przecież obecny, bo ktoś tę pierwszą porcję wypił, no nie?
Woda, którą zalewamy fusy powinna być “biała” – taka, która szumi na ogniu, ale jeszcze się nie zagotowała – nigdy wrząca! Zalanie mate wrzątkiem powoduje, że się święte ziele poparzy, obrazi i w jednej chwili straci cały smak. I Moc.
Nie jest to żaden indiański zabobon. Kilkakrotnie sprawdzałem – choć przyznaję, że żaden z tych eksperymentów nie był efektem działalności planowej, tylko mojego gapiostwa – i za każdym razem musiałem potem wylać zawartość świeżo nabitej guampy na kompost.
One Reply to “Historia i opis yerba mate”
Pani Monika
Panie Wojciechu! Uwielbiam Pana opowieści, z przyjemnością czytam i słucham – tu nie ma bylejakości, tu jest pasja! Trafia Pan w sedno, przekazuje samą esencję, słowa rozjaśniają osmogowany umysł, oczyszczają duszę (białe jest białe, czarne jest czarne, tak jest tak, a nie – nie), aż się człowiek rwie do życia! 🙂 A Yerba?… – właśnie nie mogę się doczekać przesyłki :). No i o wrzątku nie wiedziałam… Dziękuję!